sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 10 "Dziękuję za to, że ze mną zostałeś."

Otworzyłam swoje zaspane oczy i przetarłam je pięściami. Chwilę zajęło mi zorientowanie się gdzie jestem. Leżałam wtulona w klatkę piersiową chłopaka, który wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Sorry - rzuciłam. Zeszłam z niebieskookiego i położyłam się w pewnej odległości od niego, otulając się kołdrą.
- Nie szkodzi - powiedział i przeciągną mnie z powrotem na miejsce, w którym się obudziłam. Ziewnęłam podczas, gdy chłopak okrywał mnie kołdrą.
- Która godzina? - wymamrotałam.
- Dziesiąta trzydzieści - odpowiedział, bawiąc się moimi włosami.
- Co? - Gwałtownie zeskoczyłam z łóżka i podeszłam od szafki z ubraniami. Louis patrzył na mnie zaskoczony. - O dwunastej umówiłam się w studiu z chłopakami - wyjaśniłam, wyciągając jasne jeansy oraz pomarańczową bluzkę z tygrysem. Nie oglądając się, ruszyłam do łazienki.
Kiedy już wzięłam prysznic, ubrałam się i umalowałam, wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Weszłam do pomieszczenia. Moją uwagę przykuł Louis, który siedział przy stole sącząc kawę. Chłopak był już umyty i ubrany w czyste ciuchy.
- Skorzystałem z łazienki dla gości, a czyste ubrania przyniosłem sobie z samochodu - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Pokiwałam głową i zajęłam miejsce przy stole. Chwyciłam w dłonie kubek z gorącą kawą i wypiłam łyk napoju.
- Zrobiłem kanapki - powiedział i przysunął talerz kanapek w moją stronę.
- Dzięki - szepnęłam. Wzięłam sobie chleb posmarowany dżemem.
Podczas posiłku panowała dość niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć, żeby zacząć rozmowę. Milczeliśmy dopóki talerz kanapek nie został opróżniony, a kawa z kubków wypita. Już miałam się odezwać, ale mój telefon za wibrował, powiadamiając mnie, że przyszła mi wiadomość.

Hej Gwen! Louis napisał mi, że dzisiaj nie może przyjść, więc się nie spotykamy. Miłego dnia J Liam xx

Po raz kolejny przeczytałam treść sms-a, żeby upewnić się, że na pewno dobrze widzę i spojrzałam zdziwiona na chłopaka, siedzącego przede mną. Jak nie może się spotkać, skoro teraz siedzi u mnie? Coś tu nie gra.
- Jakie masz plany na dziś? - Zapytał Louis, przerywając ciszę.
- Wiesz, miałam zamiar jechać do studia, żeby razem z chłopakami napisać piosenkę, ale z tego co się dowiedziałam, to spotkanie się nie odbędzie, bo pewna osoba nie może przyjść - uśmiechnęłam się do niego głupio.
- Czyli nie masz planów - podsumował moją wypowiedź.
- Brawo! Masz +10 do inteligencji. - Wstałam od stołu i włożyłam brudne naczynia do zmywarki.
- Mam dla ciebie propozycję - Louis stanął za mną i założył mi włosy za ucho. - Co powiesz na małą wycieczkę?
- To zależy gdzie - odparłam, odwracając się do niego przodem.
- Niespodzianka.
Już od godziny siedziałam w samochodzie, jadąc nie mam pojęcia gdzie. Po kilku moich natarczywych pytaniach o treści "gdzie jedziemy?" Louis włączył radio i przestał ze mną rozmawiać. Nie ukrywam, że cała sytuacja była bardzo dziwna. Zabiera mnie gdzieś, nie wiadomo po co i na co. Nie lubię takich sytuacji. Na ogół zawsze mam wszystko pod kontrolą i wszystko wiem, a w tym momencie muszę zaufać chłopakowi, który albo się ze mną kłóci, albo całuje, albo jest przesadnie miły.
Wydaje mi się, że relacja między mną a Lou jest zdrowo pierdolnięta, no ale cóż… Louis jest dla mnie jedną wielką zagadką. Nie to co Harry. Co prawda Hazz ma jakiś sekret, którego nie chce mi ujawnić, ale mu się nie dziwię. Przecież zna mnie dość krótko. Mogę z nim pożartować i jest dobrym kompanem do rozmów. Właściwie to z całej piątki najlepiej udało mi się poznać Harry'ego i Lou. Trzeba będzie to zmienić, ale może nie koniecznie teraz.
Jeszcze tylko kilka dni i święta, które spędzę z Harry'm i jego rodziną. Po cholerę ja się w ogóle zgadzałam. Mogłam spędzić te święta sama, tak jak ostatnio. Jednak głupio mi było odmówić, a teraz nie mogę tego odwołać, bo pamiętam jak się cieszył, gdy się zgodziłam. Będę musiała to przeżyć.

***

Siedzieliśmy na kocu pod drzewem, wpatrując się w mały strumyk. Plecami opierałam się o klatkę piersiową Lou. Słońc powoli znikało za horyzontem. Krajobraz był po prostu przepiękny. Aż ciężko uwierzyć, że takie urokliwe miejsca mogą znajdować się kawałek drogi od tak zatłoczonego miasta, jakim jest Londyn.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - przemieściłam się tak, żeby widzieć twarz chłopaka. Spędziliśmy tu cały dzień, rozmawiając, jedząc to, co Louis wziął ze sobą, śmiejąc się albo zwyczajnie nic nie mówiąc.
- Nie wiem. Tak jakoś… - wzruszył ramionami.
- To może zadam ci inne pytanie. Czemu napisałeś chłopakom, że dzisiaj nie możesz przyjść?
Ciekawiła mnie jego odpowiedź. Nie rozumiałam jego zachowania. Jest taki tajemniczy.
- To głupie, ale… - zrobił pauzę, a ja zachęciłam go gestem, żeby mówił dalej. - Chciałem oderwać się od tego zabieganego życia w Londynie i spędzić trochę czasu z tobą - drugą część zdania wypowiedział ledwie słyszalnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie pamiętam czasów, kiedy ktoś sam z siebie chciał spędzać ze mną czas. Czasy, w których czułam się chciana i kochana były dla mnie strasznie odległe. W mojej głowie pojawiły się sceny z mojego dzieciństwa, które wywołały u mnie łzy. Kurde, ostatnio zaczynam mięknąc…
- Wszystko w porządku? - zapytał Louis z troską w głosie, wycierając kciukiem łzy z moich policzków.
- Tak. Dziękuję, że wczoraj odwiozłeś mnie od domu.
- Dziękuję za to, że pozwoliłaś mi zostać na noc.

- Dziękuję za to, że ze mną zostałeś. - Po wypowiedzeniu tych słów złączyliśmy nasze usta. Nie był to jakiś zachłanny i namiętny pocałunek, lecz taki prawdziwy, szczery i pełen nie do końca rozumianych przez nas uczuć, którymi darzyliśmy siebie nawzajem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że rozdział jest krótki i wyszło mi takie byle co, ale chciałam Wam go dodać jeszcze przed zasiadaniem do śniadań wielkanocnych. A skoro już mowa o Wielkanocy to życzę wam wesołych, spokojnych, udanych świąt, spędzonych w gronie najbliższych, ily ♥
Chciałabym podziękować Wam za wszystkie wyświetlenia i komentarze, które bardzo mnie motywują do dalszego pisania i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem także podzielicie się ze mną swoimi opiniami.
Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły się wkraść.
Do następnego xx

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 9 "To było niesamowite."

- A może coś takiego? - Harry zagrał na gitarze kolejną szybką, głupią melodię.
Siedzieliśmy w studiu, próbując stworzyć jakąś piosenkę, która miała się stać naszym wspólnym przyszłym singlem.
- A co powiesz na to? - zagrałam na pianinie "wlazł kotek na płotek", uśmiechając się sarkastycznie do loczka.
Moje zachowanie wywołało śmiech pozostałych chłopaków. Liam siedział na skórzanej kanapie z gitarą w ręku, Zayn zajmował miejsce tuż obok z notesem i długopisem w ręku. Niall usadowił się na podłodze, naturalnie ze swoją ukochaną gitarą. Harry cały czas się przemieszczał. Ja zajmowałam miejsce przy pianinie. Brakowało tylko jednej osoby, żeby skład był kompletny - Louisa.
- Dobra koniec zabawy, musimy stworzyć kolejny wielki hit - powiedział Liam.
- Który musi spodobać się wytwórni, bo jeśli nie to nie ujrzy światła dziennego - sprostowałam.
- Nie możemy tworzyć, bo nie jesteśmy w komplecie - rzekł blondynek.
Przez kolejne trzy godziny nie robiliśmy absolutnie nic, ponieważ nigdzie nie było "pana spóźnialskiego". Zamiast pisać piosenkę opowiadaliśmy kawały, wygłupialiśmy się i gadaliśmy prawie o wszystkim.

Przejechałam palcami powoli po klawiszach pianina. Chłopcy poszli już do domu, bo stwierdzili, że nie zamierzają dalej czekać na Lou, i jak to powiedział Liam "jutro dostanie niezły wpierdol". Ciekawe czym według chłopców z One Direction (bo patrząc na ich zachowanie, nie mogę ich nazwać mężczyznami) oznacza niezły wpierdol. Muszę to koniecznie zobaczyć. Umówiliśmy się, że jutro znowu spotykamy się w studiu z zamiarem zrobienia czegokolwiek, ale nie wiadomo jak to wyjdzie. Ja postanowiłam, że zostanę jeszcze trochę i po-komponuję coś dla siebie. Spojrzałam na zegar, który wskazywał dwudziestą dwadzieścia. Zamknęłam oczy. Zaczęłam grać i śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek.

If I were a boy 
Even just for a day 
I’d roll outta bed in the morning 
And throw on what I wanted then go 
Drink beer with the guys 
And chase after girls 
I’d kick it with who I wated 
And I’d never get confronted for it. 
Cause they’d stick up for me. 

If I were a boy 
I think I could understand 
How it feels to love a girl 
I swear I’d be a better man. 
I’d listen to her 
Cause I know how it hurts 
When you lose the one you wanted 
Cause he’s taken you for granted 
And everything you had got destroyed 

If I were a boy 
I would turn off my phone 
Tell everyone it’s broken 
So they’d think that I was sleepin’ alone 
I’d put myself first 
And make the rules as I go 
Cause I know that she’d be faithful 
Waitin’ for me to come home (to come home) 

If I were a boy 
I think I could understand 
How it feels to love a girl 
I swear I’d be a better man. 
I’d listen to her 
Cause I know how it hurts 
When you lose the one you wanted 
Cause he’s taken you for granted 
And everything you had got destroyed 

It’s a little too late for you to come back 
Say it's just a mistake 
Think I’d forgive you like that 
If you thought I would wait for you 
You thought wrong 

But you’re just a boy 
You don’t understand 
Yeah you don’t understand 
How it feels to love a girl someday 
You wish you were a better man 
You don’t listen to her 
You don’t care how it hurts 
Until you lose the one you wanted 
Cause you’ve taken her for granted 
And everything you have got destroyed 
But you’re just a boy*

- Wow. To było niesamowite.
Odwróciłam głowę w kierunku usłyszanego głosu. Louis stał oparty o futrynę drzwi. Miał na sobie luźne czarne dresy, szarą koszulkę, na którą narzucił dżinsową kurtkę oraz rozwalające się czarne vansy. Włosy miał potargane, a jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie.
- Długo już tu stoisz?
- Wystarczająco długo, żeby sobie coś uświadomić - powiedział, poczym zaczął iść w moim kierunku.
- A konkretnie co? - zapytałam.
Co on tu w ogóle robi i gdzie on był cały dzień? Przez niego nic nie zrobiliśmy, co na pewno nie ucieszy menadżerów.
- To, że niesamowicie grasz i śpiewasz - usiadł tuż obok mnie.
Popatrzyłam na jego twarz. Gdybym go nie znała, nigdy nie pomyślałabym, że jest znanym na cały świat piosenkarzem. Prędzej bezdomnym, patrząc na jego ciuchy i zarost.
- Co tu robisz o tej porze, skoro przez cały dzień nie raczyłeś się zjawić? Przez ciebie nie zrobiliśmy nic w kierunku nowej piosenki.
- Nikt wam nie zabronił pracować beze mnie - rzucił obojętnie.
- Nie, ale chłopaki stwierdzili, że skoro nie jesteśmy w komplecie…
- Dobra, nie kończ - bezczelnie wszedł mi w zdanie, co sprawiło, że spojrzałam na niego spode łba, czego nawet nie zauważył.
- Czemu nie przyszedłeś?
- Bo… Kurwa, nie wiem… Nie musisz tego wiedzieć.
- Ale chcę.
Nic nie odpowiedział. Stwierdziłam, że skoro on zamierza mnie ignorować to zrobię to samo.
Wróciłam do grania na pianinie. Mój towarzysz postanowił, że zrobić to co ja, ale starałam się nie zwracać na niego uwagi. Im dłużej grałam, tym bardziej zapominałam o obecności chłopaka. Uwielbiam grać na pianinie. To zawsze mnie uspokajało i pozwalało wszystko przemyśleć. Pamiętam, że kiedy byłam mała, marzyłam o chłopaku, który będzie wieczorami siadał ze mną przy instrumencie, grał i śpiewał dla mnie. Niestety życie nie jest bajką. Co ci z pieniędzy, skoro jesteś sam jak palec? Jak mawiał kiedyś mój dziadek "pieniądze szczęścia nie dają". Zgadzam się z tym. Co prawda pieniądze znacznie ułatwiają życie, ale przecież nie kupisz ludzi ani ich uczyć.
- Gwen…
- Wiesz, że jutro będziesz miał wpierdol?
- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Od chłopaków, za nieprzyjście dzisiaj - poinformowałam go.
Śmiech chłopaka rozniósł się po całym pomieszczeniu.
- No co?
- Wiesz jak w ich wykonaniu wygląda wpierdol? Będziesz tarzać się ze śmiechu, kiedy to zobaczysz.
- Z resztą teraz mogę odpracować moją nieobecność, siedząc tu teraz z tobą - dodał.
Wzruszyłam ramionami i po raz kolejny wróciłam do gry, a Louis po raz kolejny zrobił to samo. Kilka razy nasze dłonie przez przypadek się zderzyły, ale szybko je zabieraliśmy. W pewnym momencie ziewnęłam.
- Jesteś zmęczona?
- Nie, wiesz. Siedzę tu od rana, a jest - spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - dwudziesta trzecia. Nie mam prawa czuć zmęczenia - powiedziałam z sarkazmem. - Cholera!
- Co jest? - zareagował na przekleństwo, które wydobyło się z moich ust.
- Zapomniałam, że nie mam samochodu. Chłopaki zgarnęli mnie po drodze.
- I co zrobisz?
- Podrzucisz mnie do domu? - zapytałam.
Brak odpowiedzi.
W co on się do kurwy nędzy bawi?!
- Ja nie, to nie. Mogę się przespać tutaj na kanapie - wstałam i zaczęłam iść w kierunku mebla.
- Zawiozę cię - powiedział szybko.
- To chodźmy.
W tym momencie nie marzę o niczym, tylko o rzuceniu się na swoje kochane łóżko.
- Ale jeszcze nie teraz. - Spojrzałam na Lou marszcząc brwi.
- Czemu nie?
- Bo wpadł mi do głowy genialny tekst piosenki i muszę go zapisać.
- Nie możesz tego zrobić później?
- Nie, bo zapomnę.
Louis chwycił jakąś kartkę oraz długopis i zaczął coś bazgrolić. Postanowiłam, że póki co położę się na kanapie. Leżałam, czekając aż chłopak skończy, a moje powieki robiły się coraz cięższe.
***
Otworzyłam oczy w momencie, gdy samochód zatrzymywał się pod drzwiami wejściowymi.
- Gdzie jestem? - zapytałam sennym głosem, przeciągając się.
- Jesteśmy pod twoim domem. Zasnęłaś na kanapie w studiu, więc wziąłem cię na ręce i wsadziłem do swojego samochodu. Dobrze, że się obudziłaś, bo nie wiem, czy byłbym w stanie zanieść cię na górę.
- Oh, okej, dzięki.
Nadal siedziałam w fotelu przypięta pasami bezpieczeństwa.
- Czemu nie wysiadasz?
- Co? Nie wiem.
Gdy jestem śpiąca nie kontroluję tego co mówię i robię, niestety.
- Wejdziesz? - spytałam go, zanim zdążyłam pomyśleć.
Kiwną powoli głową na znak, że się zgadza, po czym wjechał na parking. Po chwili staliśmy w windzie, czekając aż dowiezie nas na odpowiednie piętro.
- Dlaczego chciałaś, żebym wszedł?
- Kiedy jestem zmęczona nie kontroluję tego, co mówię.
Wyszliśmy z windy na korytarz. Otworzyłam drzwi. Po przekroczeniu progu od razu skierowałam się do swojej sypialni. Słyszałam kroki, co oznaczało, że Louis poszedł za mną. Nie przejmując się gościem, ściągnęłam swoje dzisiejsze ciuchy i rzuciłam je na podłogę, zostając tylko w staniku i majtkach.
- Wow - szepnął chłopak.
- Co?
- Jesteś taka… Kurwa…
Szybkim krokiem podszedł do mnie i zaczął namiętnie całować. Na początku byłam zaskoczona, ale później odwzajemniłam pocałunek. Louis położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie, za to ja oplotłam jego szyję rękami.
- Sorry - rzucił, kiedy udało mu się ode mnie oderwać. - Nie powinienem - podrapał się po karku.
- Jest okej - ciągle jeszcze nie dochodziło do mnie, co działo się jeszcze kilka sekund temu.
- Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać.
- Naprawdę nic nie szkodzi - powiedziałam, kładąc się pod ciepłą kołdrę.
Nie wiem dlaczego, ale podobało mi się to, co zdarzyło się przed chwilą. Oblizałam usta. Spojrzałam na szatyna, który cały czas stał w tym samym miejscu przygryzając wargę.
- Skoro masz zamiar tu tak stać to lepiej się rozbierz i kładź obok mnie - słowa wydostały się z moich ust, zanim zdążyłam pomyśleć.
Louis ściągną swoje ciuchy, zostając w samych bokserkach. Podszedł do łóżka i położył się obok mnie.
- Dobranoc - wyszeptałam ziewając.

- Dobranoc.

*"If I were a boy" Beyonce
________________________________________________________
W końcu mamy kolejny rozdział! Co myślicie? Jak widzicie relacje Lou i Gwen są strasznie popierdolone.
Przypominam o ankiecie i chciałabym prosić, żeby każdy, kto przeczyta ten rozdział zostawił po sobie jakiś komentarz, chociażby ":)" albo "przeczytałam" to dla mnie na prawdę wiele znaczy.
Do następnego :)

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 8 "Nie potrzebnie się pośpieszyłem."

Stałam pod tylnymi drzwiami budynku, czekając na przyjazd Harry'ego. Zimny wiatr rozwiewał moje ciemne włosy, które zakręciłam specjalnie na kolację z lokowatym. Na mojej twarzy znajdował się delikatny makijaż, składający się z tuszu do rzęs i odrobiny czerwonej szminki. Miałam na sobie czarną, przylegającą sukienkę do połowy ud, rajstopy oraz czarne szpilki. Aby nie zamarznąć podczas czekania na gołe ramiona narzuciłam płaszcz, również w kolorze czarnym.
Obok mnie zatrzymało się czarne Audi z przyciemnianymi szybami. Jedna z szyb się otworzyła, a ja zauważyłam Harry'ego.
- Hej! Wybacz, że musiałaś czekać. Wsiadaj - powiedział chłopak.
Otworzyłam drzwi i wgramoliłam się do samochodu. Fotele były pokryte czarną skórą. Wewnątrz było ciepło i bardzo czysto.
- Bardzo zmarzłaś? - W głosie Harry'ego było słychać troskę.
- No, trochę.
- Jak chcesz, to może przykręcić ogrzewanie - zaproponował.
- Nie dzięki, jest okej.
Jechaliśmy ulicą, mijając różne firmy, sklepy i budynki mieszkalne. Co jak co, ale Londyn nocą jest przepiękny. Zastanawiam się, do jakiej restauracji jedziemy. Mam nadzieję, że z Harry'm już wszystko wporządku. Żałuję, że nie spotkałam dzisiaj w studiu Louisa. Cały czas nie znam tego tajemniczego powodu, który przyczynił się nie załamania Hazzy. Już nie wytrzymam, muszę do zapytać.
- Harry… - Zaczęłam delikatnie, a chłopak na chwilę spojrzał na mnie, a potem zwrócił wzrok z powrotem na drogę. - Pamiętasz wczorajszy wieczorem rozmawialiśmy i powiedziałeś mi dlaczego miałeś w klubie… um… - musiałam zastanowić się nad odpowiednim doborem słów. - Załamanie, ale dodałeś, że jest coś jeszcze o czym nie chcesz mówić.
- Tak - szepnął niepewnie.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, czym było "to coś" o czym nie chciałeś opowiadać.
Moje słowa sprawiły, że Harry cały się spiął.
- Oczywiście jeśli nie chcesz mówić, to ja cię do niczego nie zmuszam - dodałam szybko.
- To skąplikowane…
- Rozumiem, sama robiłam w życiu rzeczy, o których wolałabym nie wspominać.
W samochodzie zapadła cisza. Dało się słyszeć jedynie ciche piosenki z radia. Nawet nie zauważyłam, że jest włączone. Przydałoby się zacząć jakiś nowy temat. Tylko jaki? Myśl Gwen, myśl… Hym… Przecież można rozmawiać o tylu rzeczach: śpiewanie, muzyka, rodzina, polityka, używki, seks… Tylko, że na ten moment żaden z tych tematów nie wydawał się odpowiedni. Nawet seks, o którym można rozmawiać zawsze, w tej sytuacji nie był właściwym tematem.
- Co robisz w święta? - zapytał nagle chłopak.
- Eee… Jeszcze nie wiem, najprawdopodobniej będę siedzieć u siebie w domu przed telewizorem.
- A nie pojedziesz do rodziny? Chyba nie chcesz spędzić świąt sama?
- Od dwóch lat spędzam święta sama, a moja rodzina jest czymś, o czym wolałabym nie rozmawiać.
- Och… Sorry.
- Nic nie szkodzi - odparłam obojętnie.
- W takim razie może chciałabyś pojechać na święta ze mną do mojego miasta rodzinnego? Skoro masz siedzieć sama w domu.
Normalnie mnie zatkało, a po policzku spłynęła mi łza. On właśnie zaproponował mi święta ze sobą i swoją rodziną. Nikt jeszcze mi tego nie proponował. Od kiedy straciłam kontakt z rodziną święta spędzałam sama. Mimo, że mieszkam w Londynie od dwóch lat, nie mam tu żadnych przyjaciół ani nawet znajomych.
- Nie potrzebnie się pośpieszyłem. Wybacz mi to pytanie, udawajmy, że go nie było - rzucił pośpiesznie Harry.
- Nie, nie. Z ogromną przyjemnością z tobą pojadę.
- Naprawdę?
- Tak - uśmiechnęłam się.
Akurat podjechaliśmy pod restaurację. Chłopak wysiadł, okrążył samochód i otworzył drzwi od strony pasażera, pomagając mi wysiąść z pojazdu. Podał kluczyki parkingowemu.
Weszliśmy do dużego budynku. Wewnątrz restauracji było bardzo elegancko. Ściany zostały pomalowane na kolor kremowy i bordowy, a na podłodze leżał bordowy, ogromny dywan. Na stolikach przykrytych kremowymi obrusami znajdowały się kieliszki oraz sztućce. Przy stołach stały obite skórą, pasujące do wszystkiego krzesła. Po spojrzeniu w górę ujrzałam przepiękny żyrandol.
Kelner zaprowadził mnie i Harry'ego do naszego stolika, który znajdował się w kącie i podał nam Menu.
- I jak? Podoba ci się?
- Jest pięknie.
Spojrzałam w kartę dań. O kurde. Ile tu rozmaitych potraw. Po chwili studiowania karty zdecydowałam się na spaghetti z owocami morza i lampkę czerwonego wina, a mój towarzysz zamówił sobie lasagne ze szpinakiem, a do picia białe wino. Kelner odebrał nasze zamówienia i odszedł w stronę bodajże kuchni.

***

Dopiero po chwili dotarło do nas, co tak naprawdę się stało. Usłyszawszy dźwięk syren policyjnych, szybko wybiegliśmy z budynku. Ja razem z fioletowowłosą - Sarą pobiegłyśmy w pole. Syreny policyjne stawały się coraz głośniejsze z minuty na minutę. Sara chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą. Przez dłuższy czas biegłyśmy przez pole. Nogi miałam całe pokaleczone przez pokrzywy. W ustach mi zaschło, a z minuty na minutę coraz ciężej mi było oddychać, jednak biegłam dalej, mimo, że ilość wypitego wcześniej alkoholu mi tego nie ułatwiała. W pewnym momencie Sara skręciła. Znalazłyśmy się pod małym domkiem z czerwonej cegły. Moja towarzyszka wyjęła klucze i otworzyła drzwi. Weszłyśmy do środka.
- Usiądź tutaj i odpocznij - wskazała na stary fotel. - Przyniosę ci coś do picia.
Wykonałam polecenie dziewczyny. Oddychałam ciężko, a nogi bolały mnie strasznie. Ściągnęłam buty, rzuciłam je w kąt i zaczęłam masować sobie stopy.
- Proszę - obok mnie pojawiła się Sara z butelką wody.
- Dzięki - wzięłam od niej napój i wzięłam duży łyk.
Sara usiadła obok mnie na fotelu. Jej fioletowe włosy były związane w kucyk.
- Gwen…

Spojrzałam jej w oczy. Zaczęła się do mnie przysuwać, aż w końcu jej wargi złączyły się z moimi…

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
I znowu wam namieszałam na koniec. Krótki, bo krótki, ale ważne, że jest. Co myślicie o rozdziale? Piszcie w komentarzach i przypominam o wzięciu udziału w ankiecie, to dla mnie bardzo ważne.
Przepraszam, że znowu ponad miesiąc nie było rozdziału, ale w szkole nie dają mi spokoju, w dodatku w tym roku muszę zrealizować projekt edukacyjny i mam mnóstwo na głowie.
Postaram się, żeby następny rozdział był szybciej, ale niczego nie obiecuję. 

Jeszcze raz chciałabym podziękować tym, którzy ze mną są mimo tej nieregularności dodawania i krótkich rozdziałów. Kocham Was ♥

Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły się przypadkiem wkraść. Rozdział nie był sprawdzany. 

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 7 "Kolację?"

~~Harry~~
Obudziłem się koło południa w wyjątkowo dobrym humorze. Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki.
Wczoraj bardzo przyjemnie gadało mi się z Gwen. Może tego po niej nie widać, ale jest naprawdę sympatyczna i nieświadomie podniosła mnie na duchu. Szczerze mówiąc, gdy menedżer poinformował nas, że będziemy współpracować z początkującą piosenkarką myślałem, że to będzie jakaś tępa blondzia, która tylko kręci dupą, przystawia się do każdego bogatego faceta i śpiewa z playbacku. Na szczęście się pomyliłem. Zastanawiam się skąd ona jest. Nie wygląda i nie zachowuje się jak typowa angielka. Jest dużo ładniejsza i mądrzejsza. W dodatku, z tego co wczoraj opowiadał Louis, umie walczyć o swoje i nie da sobą rządzić. Imponuje mi to.
Gdy wczoraj wyszła od razu włączyłem youtube'a, żeby obejrzeć kilka jej teledysków i występów. Śpiewa bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że nie śpiewa tych tekstów z przekonaniem, jakby przez nie nie mogła wyrazić siebie. Podejrzewam, że tak jak my musi śpiewać tylko to, co chce wytwórnia.
Wyszedłem spod prysznica i wytarłem się ręcznikiem. Ubrałem ulubione, powycierane jeansy oraz byle jaki czarny t-shirt. Poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Wyciągnąłem płatki, miskę, łyżkę oraz mleko. Podczas jedzenia zastanawiałem się, co będę dzisiaj robić. Wytwórnia dała nam dzień wolnego i trzeba go jakoś dobrze wykorzystać, nie koniecznie upijając się, czy bawiąc w klubie. Może zaproszę Gwen na kolację, żeby podziękować jej za to, że nie pozwoliła mi się zlać wczoraj do nieprzytomności, jak już się kiedyś zdarzało. Nie jestem dumny z tego, co robiłem w przeszłości i staram się tego nie wspominać. Wiem, że topienie swoich problemów w alkoholu nie jest najrozważniejsze, ale co miałem zrobić? W momentach, kiedy mnóstwo problemów spadnie ci na głowę i nie masz pojęcia jak je rozwiązać. W takich chwilach zawsze robię głupoty, których później żałuję.
Nie sądziłem, że spotkam Gwen w tym klubie. Mało osób go zna. Kiedy zobaczyłem ją przy barze byłem w niezłym szoku i poszedłem sprawdzić, czy to na pewno ona, czy mam jakieś zwidy po pijaku. Nawet wolę sobie nie wyobrażać co by było, gdyby ktoś inny zobaczył mnie w takim stanie.
~~Gwen~~
Po wyjściu z budynku otuliłam się mocniej płaszczem. Słońce zostało zasłonięte przez szare chmury, które zapełniły niebo. Zimne, mocne podmuchy wiatru szczególnie odczuwałam na twarzy i nogach.
Dzisiaj zdecydowałam się na kolorową bluzę i czarne legginsy, co było błędem. Na szczęście przyjechałam samochodem. Szybkim krokiem ruszyłam do pojazdu, czując jak wiatr rozwiewa moje długie, czarne włosy, które zostawiłam rozpuszczone.
Wsiadłam do auta, od razu podkręcając ogrzewanie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyjechałam na jedną z londyńskich ulic.
Rozmowa z Clarissą nie była aż taka zła, jak zakładałam, a byłam gotowa na najgorsze. Kobieta miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Przypomniała mi tylko o warunkach mojego kontraktu i dała upomnienie.
Tylko upomnienie!
Chyba ktoś podmienił mi menadżerkę. Takie zachowanie jest do niej niepodobne. Zawsze darła ryja, później obcinała mi kasę i znowu się darła. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy powiedziała mi, że mnie nienawidzi, i że poprosi główne szefostwo o zmianę mi menedżera. A jednak nigdy tego nie zrobiła. Może w końcu znalazła sobie faceta? Muszę się tego koniecznie dowiedzieć.
Nie tylko zachowanie Clarissy mnie zastanawiało. Kiedy wczoraj wychodziłam z radia menadżer chłopaków kazał Lou przyjść dzisiaj rano do biura razem ze mną, a chłopaka nie było. Co prawda Louis później za nim pobiegł, więc pewnie się dogadał i dlatego nie musiał przyjść dzisiaj rano. Szkoda. Chciałam z nim pogadać o Harrym i nie tylko. Może wiedziałby co było tą jeszcze jedną rzeczą, o której Hazz nie chciał mi powiedzieć.
Moje rozmyślania przerwał telefon, dzwoniący w kieszeni mojego płaszcza. Odebrałam go, ustawiając na głośnomówiący.
- Hej Gwen - usłyszałam głos Harry'ego.
- Hej! Co jest?
- Mam dla ciebie propozycję… Znaczy jeśli nie chcesz to nie musisz się zgadzać, ale byłoby miło, gdybyś się zgodziła…
- Harry do rzeczy! - Nie lubię jak ktoś nie może się wypowiedzieć.
- Chciałabyś pójść dzisiaj ze mną na kolację? - Wyrzucił z siebie na jednym wdechu.
- Kolację? - Zdziwiłam się.
- Ale to nie jest żadna randka, ani nic w tym stylu. Chciałbym ci tylko podziękować za to, co wczoraj dla mnie zrobiłaś - wyraźnie słyszałam zdenerwowanie w jego głosie.
- Okej. Brzmi fajnie.
- To przyjadę do ciebie około piątej.
- To do zobaczenia!
- Pa - rozłączył się.
Propozycja Harry'ego była zaskakująca. Mimo tego chętnie na nią przystałam. I tak nie miałam planów na wieczór. Właściwie na popołudnie też. Widać, że Harry się trochę denerwował podczas rozmowy. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież nie jestem jakaś przerażająca, prawda?
Miło z jego strony, że chce mi podziękować. Właściwie to nie wiem co takiego dla niego zrobiłam, że zaprosił mnie na kolację, ale zawsze, kiedy ktoś mnie zaprasza na jedzenie to się zgadzam. Nic na to nie poradzę. Lubię jeść i próbować nowe potrawy, ale do gotowania mnie nie ciągnie.
***
W budynku znajdowało się około tysiąc osób. Niektórzy tańczyli, inni okupywali barek, a jeszcze inni chodzili pijani, gdzie ich nogi poniosły. W powietrzu był wyczuwalny zapach alkoholu. Przecisnęłam się przez tłum do kuchni, wzięłam kilka butelek wódki i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na górę. Gdy już znalazłam się na piętrze minęłam korytarz i weszłam przez ostatnie drzwi po prawej. W skromnie umeblowanym pokoju siedziało pięć osób. Wręczyłam każdemu po butelce przezroczystego płynu i usiadłam na podłodze obok fioletowowłosej dziewczyny. Odkręciłam zakrętkę. Przyłożyłam szklane naczynie z alkoholem do ust, wypijając na raz jedną trzecią zawartości. Popatrzyłam na ludzi znajdujących się w pokoju. Wszyscy byliśmy już nieźle nachlani, ale w tym momencie nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Chcieliśmy się dobrze zabawić, jak okoliczni ludzie w naszym wieku. Nikt nie był świadomy tragedii, która wydarzy się za kilkanaście minut.
- Co będziemy robić? - Zapytał Jack.
- Mam pomysł - odpowiedziała Mia. - Chodźcie za mną.
Dziewczyna wstała i skierowała się w stronę drzwi, by po chwili je otworzyć. Pozostali, łącznie ze mną ruszyli za nią. Dziewczyna wyprowadziła nas przed dom. Szliśmy chodnikiem wzdłuż ulicy. Mia zatrzymała się przed opuszczonym magazynem, znajdującym się kawałek drogi od wszystkich domów.
- To tu - powiedziała pewnie.
Podeszła do drzwi budynku. Otworzyła je i weszła do środka, pokazując ręką, żebyśmy poszli za nią. Wewnątrz znajdowały się tarcze strzelnicze, kilka szafek i mały stoliczek. Dziewczyna wyjęła z jednej z szufladek woreczek z białym proszkiem i rozsypała go na stole.
- Ale najpierw coś na rozkręcenie zabawy.
Po tych słowach wciągnęła część proszku przez nos. Każdy z nas powtórzył tą czynność. Zadowolona Mia podeszła do małej szafeczki. Wyciągnęła z niej trzy pistolety.
- Będziemy celować do tarcz - oznajmiła. - Nie martwcie się, nikt nas nie usłyszy.
Po tych słowach wycelowała do jednego z celów. W budynku rozległ się dźwięk strzału. Po kolei podchodziliśmy, by oddać strzał. Bawiliśmy się świetnie. Zaczęła się druga tura. Jack nacisnął spust, ale broń nie wystrzeliła.
- Kurwa, co jest?!

Zaczął obracać pistolet w dłoniach i nim potrząsać. W momencie, gdy wylot był skierowany w stronę chłopaka broń nagle postanowiła być posłuszna. Po magazynie rozległ się dźwięk strzału. Jack opadł bezwładnie na ziemię. W miejscu, gdzie leżał zaczęła pojawiać się kałuża krwi.
_______________________________________________________________

Po kolejnej dość długiej obecności dodaję rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Starałam się, żeby był trochę dłuższy. Zaczęły mi się ferie, więc postaram się w tym czasie częściej dodawać rozdziały, ale nie wiem jak to będzie, bo w czwartek wyjeżdżam. 
Pojawiła się perspektywa Harry'ego. Jak wam się podobała? Jak myślicie o co chodzi w części napisanej pochyloną czcionką? Napiszcie co myślicie w komentarzach.
W prawym górnym rogu pojawiła się ankieta i bardzo bym prosiła, żebyście wzięli w niej udział, ponieważ dzięki temu będę mogła się zorientować ilu mam czytelników.
Do następnego :)

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 6 "Jaka plotka?"

Chłopak odsunął się ode mnie. Uważnie skanował moją twarz swoimi zielonymi oczami, które były opuchnięte. Po chwili złapał mnie za rękę i pociągnął przez tłum w stronę łazienek, potykając się przy tym kilka razy. Na szczęście klub, w którym się znajdowaliśmy nie jest tak oblegany, jak te w centrum Londynu. Harry zatrzymał się na końcu korytarza, puścił mnie i usiadł, opierając się o ścianę. Przez jakiś czas zastanawiałam się czy mam zrobić to samo, czy nie. Po chwili myślenia postanowiłam zająć miejsce obok niego. Zastanawia mnie jego zachowanie. Jeszcze nie poznałam chłopaka, który zacząłby płakać tańcząc z dziewczyną. Coś musi być nie tak, a świadomość, że jest pijany tylko ułatwia mi rozmowę z nim. W końcu po pijaku ludzie gadają co naprawdę myślą.
- Harry, możesz mi wyjaśnić co się dzieje?
Siedział zgarbiony z twarzą ukrytą w dłoniach.
- To wszystko… To zaczyna mnie przerastać… Ja… Ja nie wiem, czy dam radę…
Nie dość, że mówił szeptem, to jeszcze na sali dudniła muzyka. Ledwo zrozumiałam to, co udało mu się wydukać. Co go przerasta? Z czym nie daje sobie rady? Nie rozumiem. A nawet gdybym rozumiała nie wiem, czy byłabym w stanie mu pomóc. Mam pewne braki w relacjach z ludźmi. Nie umiem pocieszać i dawać dobrych rady. W każdym razie nigdy tego nie robiłam.
- Chciałabym ci pomóc, ale nie rozumiem o co chodzi.
Po raz kolejny cisza. Mam nadzieję, że mi odpowie. Nie mogę siedzieć tu przez całą noc. Jutro będę musiała być w stanie odeprzeć wszystkie słowne ataki Clarissy. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Już sobie wyobrażam miliony pouczeń. Boję się jaką karę tym razem wymyśli.
- Możemy stąd wyjść? To nie jest najlepsze miejsce do opowiadania o tym wszystkim - odezwał się Harry.
- Jasne. Przyjechałeś tu swoim samochodem?
- Nie, a ty?
- Ja swoim. Pozostaje pytanie gdzie pojedziemy.
- Możemy pojechać do mnie.
Wstaliśmy z podłogi i wyszliśmy z klubu tylnymi drzwiami. Kiedy wsiedliśmy do samochodu Harry podał mi swój adres, a ja wstukałam go w nawigację w telefonie. Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało. W pojeździe panowała cisza, przerywana przez polecenia nawigacji. Stojąc na światłach spojrzałam na chłopaka. Bawił się swoimi palcami, patrząc w okno.
***
Zatrzymałam się pod dużym domem, otynkowanym na biało. Harry otworzył bramę automatycznym pilotem i powiedział, żebym wjechała do garażu. To dobry pomysł, bo gdyby ktoś zauważył tu mój samochód od razu zaczęłyby się plotki.
Weszliśmy do części mieszkalnej przez garaż. Wnętrze było urządzone w sposób nowoczesny. Na ścianach wisiały różne obrazy i zdjęcia. Poszłam za Harry'm, jak się okazało do kuchni. Pomieszczenie było bardzo przytulne. Drewniane meble i kilka sprzętów, takich jak lodówka, zmywarka, czy ekspres do kawy.
- Chcesz się czegoś napić?
- Nie wiem. Może soku pomarańczowego.
Chłopak podszedł do lodówki i wyjął karton z napojem. Nalał go do dwóch wysokich szklanek. Chyba już trochę wytrzeźwiał. Podał mi jedną ze szklanek i oparł się o blat, biorąc łyk soku. Zrobiłam to samo.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
Już nie wytrzymywałam. Ciekawość zżera mnie od środka. Muszę się dowiedzieć o co chodzi, bo oszaleję.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Spojrzał na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową, zachęcając go, żeby zaczął. Nic nie poradzę, że z natury jestem ciekawska i lubię wszystko wiedzieć.
- Nie wiem jak zacząć… Zaczęło się od wywiadu w radiu. Jak zwykle zapytali mnie, czy ostatnia plotka jest zgodna z prawdą…
- Jaka plotka?
- Jedna z wielu, które mają zrobić ze mnie dziwkarza. Ale nie w tym rzecz. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz na parkingu czekało mnóstwo reporterów. Wykrzykiwali okropne rzeczy o mnie, mojej matce i siostrze. Nie rozumiem dlaczego. Ja zawsze staram się być dla nich miły. Nie pokazuję im środkowego palca, tak jak Louis. Rozumiesz? Ty starasz się kogoś dobrze traktować, a ta osoba w zamian wyzywa twoją siostrę od suk i dziwek, ale przed tym wszystkim stało się coś jeszcze… Tylko na razie wolałbym o tym nie mówić.
Uważnie przysłuchiwałam się temu, co mówił chłopak i szczerze mu współczuję. To straszne. Wiem, że pracą tych ludzi jest zdobywanie nowych informacji, zdjęć i szukanie sensacji, ale mieszanie w to rodziny jakiejś sławnej osoby i pieprzenie takich głupot to przesada.
-  Cóż… Szczerze to nie wiem, co powinnam teraz powiedzieć. Jestem kiepska w głoszeniu podnoszących na duchu gadek.
- Nie musisz.
- Ale wiesz co? Chuj w dupę tym wszystkim mediom i plotkom.
Może mój tekst był nie na miejscu, ale przynajmniej podniósł Harry'ego na duchu, bo zaczął się śmiać. Ucieszyło mnie to. On nie zasługuje na opinię dziwkarza i podrywacza. Jest naprawdę miłym i ciepłym człowiekiem. Żałuję, że ludzie tego nie dostrzegają.
***
Wracając do domu, zastanawiałam się co było tą rzeczą, o której Hazz wolał nie mówić. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Opowiedział mi trochę o chłopakach i kilka historii z ich tras koncertowych. Z tego co usłyszałam mają naprawdę niezłe odpały. Cieszę się, że trafiłam na współpracę z kimś takim, a nie z jakimiś nudziarzami, który przyjaźnią się tylko przed publicznością. Dobrze, że chłopaki starają się być sobą, oczywiście na tyle ile to możliwe.
Dzisiejsze kilka godzin u Harry'ego zaliczam do bardzo udanych. Zjedliśmy kolację i pogadaliśmy trochę. Czuję się jakbym go znała kilka lat. Mam nadzieję, że z resztę chłopaków uda mi się poznać, co najmniej w takim stopniu, w jakim poznałam Harry'ego.

Gdy dojechałam do domu byłam wyczerpana. Szybko przebrałam się w piżamę i rzuciłam na łóżko. Jutro czeka mnie bardzo nerwowy poranek.
_______________________________________________________________

Wiem, że rozdział jest krótki i tragicznie napisany, miał być w weekend, ale wyszedł teledysk do MM, były urodziny Harry'ego i się nie wyrobiłam. Nawaliłam z tym rozdziałem i bardzo Was przepraszam. Postaram się to zrekompensować następnym.
To jest tak beznadziejne, że nawet nie oczekuję na jeden komentarz. Wrzuciłam go dlatego, że chciałam, żebyście nie musieli długo czekać. Jeszcze raz przepraszam...

A teraz chciałabym podziękować wszystkim, którzy ze mną zostali, mimo tej długiej przerwy. Kocham Was i czytanie waszych komentarzy. Bez Was nie byłoby tego opowiadania.

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 5 "Chodź ze mną zatańczyć."

- Clarissa jak miło cię widzieć - powiedziałam sarkastycznie z wielkim sztucznym uśmiechem na twarzy.
Wystarczyło spojrzeć na nią choćby na sekundę, a już było wiadomo, że jest wkurzona. Swoje farbowane blond włosy spięła w wysoki kok. Twarz jak zwykle pokryła toną makijażu. Miała na sobie granatową spódnicę do kolan, białą koszulę, na którą założyła kremowy sweter i granatowe buty na wysokich obcasach.
Szczerze jej nienawidzę. Owszem jest dobrą menedżerką, dzięki niej się wybiłam, ale to nie zmienia faktu, że jest najbardziej irytującą kobietą na świecie. Cały czas mnie poucza i mówi co mam robić, a czego nie. A przecież nie jest moją matką. Sama nie ma dzieci, ani męża, ani nawet chłopaka i pewnie dlatego odreagowuje swoje nieudane życie prywatne na mnie. Muszę poszukać jej faceta. Koniecznie. W końcu ma ponad trzy dychy na karku.
- Nie popisuj się - powiedziała oschle. - Twoje zachowanie jest niedopuszczalne. Przecież wyraźnie poinformowaliśmy was o której godzinie macie się tu zjawić. Pomyśl w jakiej sytuacji nas stawiacie. Musieliśmy wymyślić reszcie jakąś wymówkę, dlaczego was nie ma.
- Akurat wymyślanie różnych rzeczy bardzo dobrze wam wychodzi, więc nie widzę problemu - odburknęłam z kpiną.
- Na zbyt wiele sobie pozwalasz młoda damo - odezwał się mężczyzna, stojący przy Clarissie.
Zakładam, że to menedżer chłopaków. Był ubrany w jeansy i błękitną koszulę oraz czarne, skórzane buty. Jego włosy były krótko ścięte, a na twarzy widniał kilkudniowy zarost. Patrząc na niego, podejrzewam, że ma około czterdziestu lat. Od samego początku nie żywiłam do niego sympatii.
- Nie z tobą rozmawiam typie - rzuciłam wrogo.
Mężczyzna spojrzał na mnie spode łba. Kim on niby jest, żeby zwracać mi uwagę. Przecież nie jest moim menedżerem. Niech pilnuje swoich "podopiecznych", a nie przyczepia się do mnie.
- Gwen! - wrzasnęła już widocznie zirytowana Clarissa.
- Zluzuj stringi - kobieta kipiała ze wściekłości. Zrobiła się cała czerwona na twarzy.
- Gwen!
- Tak mam na imię - zatrzepotałam rzęsami.
- Nie mam już do ciebie siły. Jutro o dziewiątej masz się stawić w studiu. Nie będziemy teraz rozmawiać i tak już nie jesteś potrzebna na tym wywiadzie. A tylko spróbuj się spóźnić - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Przez całe zajście Louis stał z boku, ledwo dając radę powstrzymać śmiech.
- A ty - menedżer chłopaka spojrzał na niego. - Skoro tak bardzo lubisz swoją nową koleżankę pojawisz się jutro rano w studiu razem z nią. Możesz już iść.
- Spoko - Lou powiedział obojętnie, wkładający ręce do kieszeni spodni.
- A i jeszcze jedno. Pozbawiłeś się swojej solówki w jednej z nowych piosenek - dodał mężczyzna, odwrócił się na pięcie i razem z Clarissą ruszyli w głąb długiego korytarza.
Louis słysząc słowa menażera, pobiegł za nim nawet na mnie nie spoglądając. Stwierdziłam, że nie mam zamiaru zostać w tym radiu i udałam się do wyjścia.
Za drzwiami czekało mnie niemiłe zaskoczenie. Na parkingu zebrał się dziki tłum paparazzi. Jak ja ich nienawidzę. Wtrącają się w życie prywatne i wypisują same głupoty. Potrafią opowiadać tylko o rzeczach, które zrobimy źle, ośmieszymy się albo upijemy w klubie, lub wymyślać związki, a gdy zrobimy coś dobrego to słychać, kurwa, świerszcze. No i oczywiście, kiedy oskarżą nas niesłusznie to nigdy później nie przeproszą.
Jakimś cudem udało mi się wyminąć tych debili z fleszami i przepchać do swojego samochodu. Wsiadłam szybko do niego i odjechałam z tego przeklętego parkingu. Do końca nie wiedziałam, gdzie zamierzam się udać. Zawsze mogę zwyczajnie pojeździć samochodem po Londynie bez żadnego celu. Podążając zatłoczonymi ulicami rozmyślałam o Lou. Ciekawe jak wróci do domu… A z resztą w radiu jest reszta chłopaków i na pewno zabierze się z którymś z nich. Szczerze to chciałaby spędzić z nim dzisiejszy wieczór… Polubiłam go i spędzanie z nim czasu. Boże o czym ja myślę?! To do mnie nie podobne. Przecież ja nikogo nie lubię. Nigdy nie przeszkadzała mi samotność i dążyłam to tego, by być sama i się do nikogo nie przywiązywać. Nie po moich wcześniejszych doświadczeniach. Nie rozumiem co się ze mną stało. Dlaczego nagle zaczynam się zmieniać? Mam wrażenie, że ta współpraca nie wyjdzie mi na dobre, ale w tym, tak samo jak w wielu innych przypadkach nie mam nic do gadania. Mimo wszystko można powiedzieć, że polubiłam chłopaków. Co prawda spędziłam z nimi wszystkimi jeden wieczór, ale wydają się sympatyczni. Liam jest bardzo przyjazny, Niall wesoły, Harry ma dziwne poczucie humoru, jednak potrafi być zabawny na swój sposób, Zayn trochę skryty, a Louis… No cóż… Louis jest specyficzny. Budzi we mnie wiele sprzecznych emocji.
***
Zatrzymałam samochód na tyłach małego klubu na peryferiach Londynu. Stwierdziłam, że trochę zabawy pozwoli mi oczyścić umysł i się trochę wyluzować. Weszłam do budynku tylnymi drzwiami. Czasem dobrze jest znać właściciela takich miejsc. A najlepsze, że żadni fotoreporterzy nie mają tu wstępu. Uśmiechnęłam się do posiwiałego mężczyzny i wymieniłam się z nim uściskiem dłoni.
- Miło cię widzieć Gwen. Baw się dobrze - posłał mi uśmiech.
Weszłam na główną salę. Od razu uderzył mnie zapach alkoholu i potu ludzi tańczących na parkiecie. W pomieszczeniu dudniła głośna muzyka, puszczana przez DJ'a. Podeszłam do lady i zamówiłam piwo. Nie mogę wypić za dużo, bo jutro rano mam to pierdolone spotkanie z Clarissą. Swoją drogą zastanawiam się co mi zrobi, poza zmniejszeniem kasy, którą dostaję od wytwórni muzycznej. Dawno nie widziałam jej tak wkurzonej. Nie rozumiem czemu tak bardzo się pruje o to głupie spóźnienie na wywiad. Robiłam gorsze rzeczy.
Moje rozmyślania przerwała czyjaś dłoń, położona nagle na moim ramieniu. Momentalnie podniosłam wzrok, w celu zidentyfikowania osobnika, który naruszył moją przestrzeń osobistą.
- Harry?!
Chłopak stał za mną. Śmierdział wódką. Guziki jego koszuli były rozpięte. Widać, że się nieźle nawalił. Ciekawe co on tu robi.
- Kłaniam się pięknej pani - wybełkotał i spróbował się ukłonić, ale zachwiał się na nogach. Dobrze, że w porę go przytrzymałam.
- Jesteś nawalony.
- I co z tego? Chodź ze mną zatańczyć.
Brytyjczyk chwiejnym krokiem ruszył w stronę parkietu. Podniosłam się z taboretu, który zajmowałam i poszłam za nim. Jeszcze tego brakuje, żeby się na kogoś wywalił. Nie spodziewałam się, że go tu spotkam, że spotkam tu kogokolwiek. To mało znany klub i nie spotkałam się z tym, żeby ktoś sławny tu przychodził.
Stanęłam naprzeciwko chłopaka, gdy w sali rozbrzmiał jakiś wolny kawałek. Z jednej strony cieszyłam się z tego, bo będzie mniejsze prawdopodobieństwo tego, że Harry się wypierdzieli, ale z drugiej strony tańczenie z nim wolnego, kiedy jest nawalony nie wróży nic dobrego. Słabo go znam i nie wiem do czego jest zdolny po pijaku. Loczek położył swoje dłonie na moich biodrach. Powstrzymałam się od chęci zrzucenia ich i zarzuciłam ręce na szyje chłopaka. Kołysaliśmy się do wolnej melodii. Nasze ciała stykały się ze sobą. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tańczyłam z kimś w taki sposób. Nie wiem co sprawiło, że robię to, co właśnie robię. Harry oparł swoją brodę na moim ramieniu, przyciągając mnie do siebie jeszcze bardziej. Po chwili usłyszałam pociągnięcie nosem i poczułam coś mokrego na ramieniu, na którym chłopak opierał głowę. Czyżby płakał?

- Hazz, co się dzieje?

------------------------------------------------------------------------------------------------

Na początku chciałabym Was przeprosić, że przez prawie miesiąc nie było rozdziału. Nie miałam za bardzo czasu, a kiedy już siadałam, żeby coś napisać to nie miałam weny. Obiecuję, że następny rozdział będzie szybciej i jeszcze raz Was przepraszam.
Co myślicie o tym rozdziale? Podoba Wam się?
Ostatnio mam wrażenie, że każdy kolejny rozdział jest coraz gorszy.
Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoją opinią w komentarzach.
Do następnego :)

sobota, 4 stycznia 2014

Liebster Award

Zastałam nominowana do Liebster Award przez Kasię Tomlinson za co bardzo jej dziękuję :)

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Odpowiedzi na pytania:
1. Ile masz lat?
rocznikowo 15
2. Dlaczego wybrałaś/eś właśnie takiego bohatera opowiadania?

sama nie wiem, tak jakoś wyszło
3. Czy ktoś z twoich znajomych (w realu) wie, że piszesz bloga?

tak
4. Jaka jest twoja ulubiona książka?

nie mam ulubionej
5. Co inspiruje Cię do prowadzenia bloga?

różne filmy, muzyka
6. Czego boisz się najbardziej?

chyba mojej przyszłości
7. Jakie jest twoje największe marzenie?

spotkać chłopaków z 1D i podziękować im za wszystko
8. Masz jakiś dobry sposób na poprawę humoru?

niestety nie
9. Co daje Ci pisanie bloga?

mogę podzielić się moją "twórczością" z innymi (XD)
10. Kto jest twoim ulubionym aktorem?

Owen Wilson
11. Podaj przynajmniej trzy rzeczy, które koniecznie musisz zrobić przed śmiercią.

odwiedzić Australię, pójść na koncert 1D, spełnić marzenia

Pytania ode mnie:
1. Dlaczego zdecydowałaś się na pisanie bloga?
2. Jaki jest twój ulubiony kolor?
3. Czy planujesz przyszłość związaną z pisaniem?
4. Kim chcesz zostać w przyszłości?
5. Co najbardziej motywuje cię do pisania?
6. Do której chodzisz klasy?
7. Co robisz kiedy masz czas wolny?
8. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
9. Jakie masz hobby?
10. Kiedy masz urodziny?
11. Ulubiona piosenka?

Blogi, które nominuję:
1. http://welcome-to-the-hell-fanfiction.blogspot.com
2. http://strongerharrystyles.blogspot.com/
3. http://friends-are-angels.blogspot.com
4. http://niallhoranfanfic69.blogspot.com
5. http://you-make-me-strong-story.blogspot.com
6. http://libby-and-marcel-fanfiction.blogspot.com/
7. http://runaway-harrystylesfantiction.blogspot.com/
8. http://unusualchoicess.blogspot.com/
9. http://zaynmalik-bb-fanfiction.blogspot.com/
10. http://tellmeyourmystery.blogspot.com/
11. http://skysdiaryx.blogspot.com