poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 4 "Jak ty właściwie masz na imię?"

- No kurwa słucham! - głos chłopaka był pełen jadu.
- Nie wydzieraj się na mnie! I nie kurwuj mi tu! - odzyskałam pewność siebie.
- Jestem w swoim domu i jestem dorosły. Będę robił to na co mam ochotę!
- No patrz, a zachowujesz się jak przedszkolak.
- Tak samo jak ty! Nie będziesz mi matkować. Szacunek do starszych dziecko! - zaśmiałam się słysząc jego słowa. Ja jestem dzieckiem?
- Sorry, ale to nie ja mam napady szału jak ktoś sobie obejrzy mój album ze zdjęciami.
- Nic nie rozumiesz - powiedział normalnym tonem.
Nastroje zmieniają mu się jak kobiecie w ciąży. Louis zmierzał w moim kierunku. Już myślałam, że mi przywali, a on podniósł album i odłożył go na miejsce. Co z nim nie tak? Przed chwilą wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć, a teraz nagle taki spokój. Może on potrzebuje jakiegoś psychiatry? Tak, zdecydowanie tak. Ciekawe czy reszta chłopaków wie, że on ma takie wybuchy i jak je wytrzymują. Właśnie dlatego cieszę się, że nie jestem w girlsbandzie, do którego ludzie z Modestu chcieli mnie wsadzić. Nie mam zamiaru znosić fochów innych, a teraz będę musiała. Pieprzona współpraca z One Direction. Jeśli Louis, albo którykolwiek z nich będzie miał takie wybuchy to się chyba powieszę. Chłopak stanął naprzeciwko mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach.
- Muszę zadać ci bardzo ważne pytanie - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- To zadaj.
- Jak ty właściwie masz na imię? Bo przedstawiłaś się nam jako Xanta, a to nie może być twoje imię.
- Gwen.
- Gwen - powtórzył.
Może on na serio jest w ciąży. Z wściekłego do spokojnego, a teraz… teraz nawet nie umiem tego określić. Ten chłopak jest kurewsko dziwny. Przeniósł dłonie na moje włosy i delikatnie za nie pociągnął.
- Co ty do cholery robisz? - zdziwiłam się.
- Masz ładne włosy - szepnął mi do ucha, sprawiając, że poczułam jego ciepły oddech na szyi.
Co on odpierdala? Wiem do czego prowadzą takie zachowania i nie za bardzo mi się to podoba. Oczywiście jest seksowny… i to bardzo. Jeszcze półtora roku temu pewnie sama bym się na niego rzuciła, ale nie teraz. Nie po tym co przeżyłam. Potrząsnęłam głową odganiając od siebie wszystkie wspomnienia i myśli na ten temat.
- Wszystko ok.? - spytał z troską.
- Tak.
Złapałam z nim kontakt wzrokowy. Ależ on ma piękne oczy. Bojąc się, że zrobię jakąś głupotę - na przykład go pocałuję - przytuliłam się do chłopaka. Na początku był zdziwiony, ale później schował mnie w swoich umięśnionych ramionach. Szczerze mówiąc było mi bardzo przyjemnie. Dawno nikogo nie przytulałam. Chłopak oparł brodę o moją głowę. Trwaliśmy w uścisku przez jakiś czas.
- A to było za co? - zapytał, kiedy się od niego odsunęłam.
- Nie wiem - odparłam. - Po prostu czułam potrzebę przytulenia kogoś - wzruszyłam ramionami.
- I zawsze, kiedy masz potrzebę przytulenia kogoś przytulasz pierwszą lepszą osobę? Nawet menela na ulicy? - zaśmiałam się słysząc jego słowa.
- Meneli w pierwszej kolejności - zażartowałam.
Chłopak wybuchnął niepohamowanym śmiechem, po chwili lądując na podłodze i tarzając się po ziemi. Patrzenie na to tak mnie rozbawiło, że zaraz do niego dołączyłam. Czułam się jak beztroska nastolatka, która brechta się z najlepszą przyjaciółką. Tylko, że zamiast przyjaciółki miałam obok siebie dorosłego faceta. "Dorosłego".
- Gewn - chłopak zdążył się uspokoić i ułożył się na podłodze, trzymając rękę pod głową.
- Co jest? - zajęłam miejsce obok niego, zachowując odpowiedni odstęp.
- Zgłodniałem, a jest dopiero pierwsza. Co powiesz na pizzę?
Od razu przytaknęłam. Podnieśliśmy się z ziemi i ruszyliśmy w kierunku kuchni. Meble i ściany były - uwaga, uwaga spotka was szok - białe. Pomieszczenie nie było duże, ale w pełni wyposażone. Na jednej ze ścian znajdowało się całkiem spore okno. Myślałam, że Louis zamówi potrawę albo ma gotową w zamrażarce, ale okazało się, że sami musimy ją zrobić. Po dokładnym przeszukaniu lodówki udało mi się znaleźć gotowe ciasto do pizzy. Zawsze jakieś ułatwienie. Kazałam chłopakowi się nim zając, a sama włączyłam piekarnik. Wystawiłam na blat mozzarellę, szynkę, bekon, cebulę oraz paprykę. Starłam ser na tarce i pokroiłam resztę składników. Razem z Lou sprawiliśmy, że wszystkie produkty znalazły się na cieście. Włożyliśmy pizzę do piekarnika. Po jakiś piętnastu minutach siedzieliśmy w salonie zajadając się posiłkiem. Tematy naszych pogaduszek były dość luźne. Opowiadaliśmy sobie nawzajem żarty i śmieszne wydarzenia z życia. Czułam się jakbym siedziała z najlepszym przyjacielem, którego nigdy nie miałam. Zawsze byłam typem samotnika. Nie potrzebowałam nikogo, ale potrafiłam walczyć o swoje.

***

- Za to ja… - zaczęłam, gdy chłopak skończył mi opowiadać o tym, jak pokazał nauczycielce goły tyłek. - Kiedy miałam chyba trzynaście lat spoliczkowałam koleżankę trampkiem, bo powiedziała, że jestem chłopczycą, ponieważ gram z chłopakami w nogę i nie noszę sukienek. Zawiesili mnie na tydzień.
- Ostro - stwierdził Louis, śmiejąc się.
Nagle telefon mojego towarzysza zawibrował. Chłopak odebrał nastawiając na głośnomówiący.
- Louis gdzie ty do cholery jesteś? Jest szesnasta, a was nie ma w radiu! - usłyszeliśmy głos Zayna.
- Która?! - dopiero w tym momencie spojrzałam na zegarek. Mulat miał rację.
- Już jedziemy - powiedział niebieskooki i się rozłączył.
Wstaliśmy z kanapy, jakby nas poraził prąd. Szybko wrzuciliśmy brudne naczynia do umywalki w kuchni i wybiegliśmy z domu. Wskoczyliśmy do samochodu. Niestety o tej porze w Londynie są straszne korki. Menedżerka nie będzie zadowolona. Pewnie znów mnie opierdzieli. Wywróciłam oczami na samą myśl. Nerwowo pukałam palcami o kierownicę stojąc na światłach. Czy ludzie tutaj naprawdę nie potrafią jeździć? Czas mijał coraz szybciej. Wpadliśmy do radia dziesięć po siedemnastej. Nie dobrze. Wywiad już się zaczął. Po przejściu progu naszym oczom ukazali się menedżerowie.

- No proszę kto łaskawie się zjawił. Williams i Tomlinson. 

------------------------------------------------------------------------------------------
Na wstępie przepraszam, że taki krótki, ale chciałam się wyrobić przed nowym rokiem, żeby złożyć wam życzenia. Postaram się, żeby kolejny był dłuższy.
Szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia wszystkich marzeń i żeby 2014 był dużo lepszy.
Jeśli udało ci się przeczytać moje wypociny będę wdzięczna za zostawienie opinii na temat rozdziału w komentarzu.

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 3 "Może jestem inna niż wszystkie dziewczyny, które znasz? "

- Jak to jakim? Najzwyklejszym w świecie. Wypiliśmy już kilka głębszych i zapytałaś, czy wiem, co to jest disco polo. Odpowiedziałem, że nie, a ty puściłaś mi tą muzykę, która wtedy wydawała mi się świetna do zabawy. Kiedy leciał jakiś wolniejszy kawałek zaczęliśmy razem tańczyć, a ty mnie pocałowałaś - odrzekł spokojnie chłopak.
- I ty to wszystko tak dobrze pamiętasz? - zapytałam z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że ja nie pamiętam nic, a on nawet szczegóły.
- Najwidoczniej - uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby.
- Nie wierzę ci. Robisz sobie jaja - powiedziałam niezbyt przyjemnie.
- Jakże bym śmiał? - odparł teatralnie.
Spojrzałam na niego złowrogo.
- No dobra, żartowałem - na jego słowa momentalnie odetchnęłam. - No co? Nie chciałabyś mnie pocałować? - Zareagował na mój gest.
- Tego nie powiedziałam
- Czyli chcesz?
- Tego też nie powiedziałam. Z resztą nawet nie jesteśmy razem, a znamy się jakieś 24 godzi… - nie dokończyłam, bo chłopak podszedł do mnie i delikatnie musnął moje usta swoimi, a potem wrócił do stołu. - Czy ty masz coś nie tak z mózgiem?! - wydarłam się. Louis wywrócił oczami, biorąc łyk kawy.
- Nie denerwuj się tak. Przecież to nic nie znaczyło, a musisz przyznać, że całuję wprost genialnie - wyszczerzył się jak idiota, którym z resztą jest.
- Ujdzie w tłoku - odparłam.
- Obrażasz mnie - prychnął.
- Smuteczek.
- Nie zaproponujesz mi śniadania? - zapytał bezczelnie.
- A Bozia rączek nie dała? Potrafiłeś sobie zrobić kawę, to korona ci z głowy nie spadnie, jak zrobisz jeszcze kanapkę.
- Nie ładnie tak traktować gości - powiedział, mrużąc oczy.
- O jejku, zaraz się popłaczę - rzuciłam sarkastycznie. - Idę zapalić - dodałam, kierując się w stronę balkonu. Zabrałam z półki paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Po wyjściu na dwór momentalnie zadrżałam. Zapomniałam, że przecież jest grudzień. Starałam się zignorować zimno i to, że cała się trzęsłam. Włożyłam papierosa do ust, wcześniej go podpalając. Westchnęłam cicho. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Dawno nie było tak zimno. Poczułam, jak ktoś narzuca na moje ramiona płaszcz.
- Przeziębisz się - powiedział obojętnie Louis.
- Dzięki - rzuciłam, patrząc na niego. Miał na sobie to co wczoraj. Czarne rurki, szara bluza Nike oraz trampki w kolorze spodni. Jego brązowe włosy były lekko poburzone. Zaciągnęłam się papierosem, a po chwili wydmuchnęłam chmurę szarego dymu, która uniosła się do góry, by po chwili zniknąć. Louis wyjął mi z ust fajkę, powtórzył czynność, którą wcześniej wykonałam, a następnie ją zgasił.
- Ej! - krzyknęłam niezadowolona.
- No co? Nie powinnaś palić. To szkodzi zdrowiu.
- A ty to co? Też palisz.
- Ja jestem dorosły - odparł.
- Ja też - przypomniałam mu. Co on sobie myśli? Nie może traktować mnie jak małe dziecko. Od dwóch lat mieszkam sama i umiem się o siebie zatroszczyć.
- A no tak. Chodźmy do środka - powiedział i wszedł do mieszkania. Stałam jeszcze przez chwilę na balkonie. Po chwili poszłam śladami Louisa. Wewnątrz było dużo cieplej. Zdjęłam z siebie płaszcz. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jest mój. Był czarny i męski. Rzuciłam go na jedną z beżowych, skórzanych kanap. Stwierdziłam, że nie będę się trudzić i szukać Lou. Poszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam z szafy czarne, obcisłe jeansy oraz szarą, dopasowaną bluzkę z dekoltem i rękawami 3/4. Założyłam wybrane ubrania. Udałam się do łazienki. Rozczesałam włosy i delikatnie się pomalowałam. Nie ma po co przesadzać. Przed wywiadem i tak zrobią mi nowy makijaż. Weszłam do salonu. Louis siedział na kanapie sprawdzając coś w swoim telefonie. Kiedy podeszłam bliżej podniósł wzrok.
- Wywiad mamy o 17, ale mamy być na miejscu o 15:30 - poinformował mnie chłopak, a ja wywróciłam oczami. No oczywiście. Każą nam przyjść wcześniej, żebyśmy zdążyli nauczyć się na pamięć rzeczy, które będziemy musieli powiedzieć. W tej branży nie ma żadnej wolności. Robisz, mówisz, śpiewasz, ubierasz się w to, co ci każą. Najchętniej kierowaliby też naszym życiem uczuciowym. Nie mogę się z nikim spotkać bez wcześniejszego zapytania o zgodę. Mają hasła do moich wszystkich kont na portalach społecznościowych. Za każde nieposłuszeństwo, bądź inny wybryk ponoszę surową karę. Czasem mam wrażenie, że traktują wokalistów jak maszynki do robienia pieniędzy. Koncert tu, wywiad tam, taka reklama, taka sesja zdjęciowa. Zero życia. Jedyną rzeczą, która to wszystko rekompensuje są fani. Fani, którzy są gotowi pójść za mną wszędzie. Wykupują wszystkie bilety na koncert i wszystkie gadżety, dając zarobić tym mendom z Modestu. Czasem żałuję, że zgodziłam się na ten kontrakt, ale gdyby nie owy Modest nie byłabym aż tak znana. Jak to mówią - kij ma dwa końce.
- Ok - westchnęłam.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Tak. Chyba tak.
- Bo wiesz, przyjechaliśmy z chłopakami jednym samochodem i oni go wczoraj zabrali, jak wychodzili, a ja chciałbym się przebrać przed tym wywiadem.
- I co w związku z tym? - udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
- Ty masz samochód, więc pomyślałem, że jadąc do radia moglibyśmy wpaść na chwilę do mnie.
- Spoko, ale najpierw coś zjemy. Głodna jestem - rzuciłam i nie czekając na jego odpowiedź poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i bez zastanowienia wyjęłam z niej kawałek kiełbasy. Nie chce mi się robić kanapek, a to na pewno starczy do obiadu. Podejrzewam, że w tym radiu przed wywiadem też podstawią nam coś do jedzenia. Louis wszedł do kuchni, spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się dwukrotnie większe.
- Kiełbasa? - zapytał zdziwiony.
- Tak. Jakiś problem? - uniosłam jedną brew.
- Nie, skądże. Po prostu pierwszy raz widzę, jak dziewczyna je kiełbasę w taki sposób, jak w ogóle je kiełbasę.
- Może jestem inna niż wszystkie dziewczyny, które znasz? - mrugnęłam do niego zaczepnie.
- Może. Dasz mi kawałek? - najwidoczniej nie zauważył mojego gestu.
Odsunęłam się, dając mu wolną drogę do lodówki. Chłopak podszedł, wziął kiełbasę i zaczął ją jeść.
***
Gdy zjedliśmy "śniadanie" udaliśmy się do mojego samochodu. W czasie drogi z mieszkania na parking żadne z nas się nie odzywało. Kidy wsiedliśmy do pojazdu Louis podał mi tylko adres, a ja wklepałam go do nawigacji. Cisza w czasie jazdy w ogóle mi nie przeszkadzała. Miałam czas na przemyślenia na temat chłopaka siedzącego obok, który gapił się w okno. Z tego co zauważyłam jest arogancki, bezczelny, bywa chamski, ale potrafi być opiekuńczy. Ciekawa mieszanka.
Jazda przez Londyn była taka jak zwykle. Korki, tłok... Uroda wielkiego miasta. Dojechałam do bloku Lou i zaparkowałam na tyłach. Szczęście, że mam w samochodzie przyciemniane szyby, jeszcze ktoś by nas zobaczył. Wysiedliśmy z pojazdu. Po podejściu do tylnego wejścia chłopak wpisał jakiś kod i wszedł, najwidoczniej zapominając, że jestem z nim. Weszliśmy do windy.
- Hej! Ziemia do Lou. Żyjesz? - pomachałam mu ręką przed oczami.
- Sorry. Trochę się nie wyspałem - odpowiedział, a ja się zaśmiałam. Louis spojrzał tylko na mnie spode łba.
Gdy winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, wysiedliśmy z niej. Szłam za chłopakiem długim korytarzem. Ściany były pokryte złotą farbą, a podłoga wyłożona czerwoną wykładziną. Czułam się jak w jakimś zamku. W końcu dotarliśmy do ciemnych, mahoniowych, drzwi. Louis wyjął klucz z kieszeni i je otworzył, wskazując gestem ręki, żebym weszła do środka. Wnętrze znacznie różniło się od korytarza. Mieszkanie było urządzone w sposób nowoczesny. Białe ściany, a na nich zdjęcia różnych piłkarzy oraz zespołów. Podłoga była wyłożona jasnymi panelami, a okna pozasłaniane przez rolety.
- Poczekaj w salonie, a ja pójdę się umyć i przebrać - poinformował mnie chłopak i zniknął za drzwiami, jak podejrzewam swojej sypialni. Weszłam do salonu. Mój wzrok przykuła ogromna plazma powieszona na ścianie. No nieźle. Niedaleko stały białe, skórzane fotele. Ciekawe jak często musi tu sprzątać, skoro ma prawie całe białe mieszkanie. Znając życie ma kogoś do sprzątania, bo facet by czegoś takiego nie ogarnął. Przy ścianie obok okna stała wielka biblioteczka. Nie sądziłam, że tak lubi książki. Jest tu ich chyba z tysiąc, jak nie więcej. Przeczesywałam wzrokiem tytuły. Mój wzrok zatrzymała się na grubej książce bez tytułu, ani autora, obitej w czarną skórę. Ciekawość wzięła nade mną górę i wyjęłam ją z półki. Zaczęłam przeglądać. Okazało się, że jest to album ze zdjęciami. Zdjęciami Lou z czasów młodości, z rodziną, przyjaciółmi, były też nowsze zdjęcia. Louis wybierający się na przesłuchanie do X Factora albo ubrany jak wieśniak na jakiejś imprezie. Na ostatniej fotografii znajdował się Louis, dorosła kobieta, dwie nastolatki oraz dwie mniejsze dziewczynki. Uważnie skanowałam zdjęcie. Na ich twarzach były uśmiechy. Czyżby to była jego mama i jego siostry? Wow cztery siostry. Jego matka najwidoczniej lubi bawić się w produkcję dzieci. Rozmyślania przerwało mi głośne odchrząknięcie. Momentalnie spojrzałam w stronę wydobytego dźwięku, a album wypadł mi z rąk. Chłopak patrzył na mnie złowrogo.
- Mogę wiedzieć co ty kurwa robisz?! - syknął. Nogi ugięły się pode mną, a serce zrobiło fikołka.

- Ja…

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani! Jak widzicie powracam po bardzo duuuuuuuuugiej przerwie z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam podoba. Jako, że dzisiaj są urodziny naszego słoneczka Lou i Wigilia, chciałabym wam życzyć zdrowych, pogodnych, wesołych świąt, spędzonych w gronie najbliższych. Życzeń noworocznych wam nie składam, bo mam nadzieję, że jeszcze uda mi się coś wrzucić przed nowym rokiem. Także ten... do następnego :)

Przepraszam jeśli wkradły się jakieś błędy