wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 7 "Kolację?"

~~Harry~~
Obudziłem się koło południa w wyjątkowo dobrym humorze. Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki.
Wczoraj bardzo przyjemnie gadało mi się z Gwen. Może tego po niej nie widać, ale jest naprawdę sympatyczna i nieświadomie podniosła mnie na duchu. Szczerze mówiąc, gdy menedżer poinformował nas, że będziemy współpracować z początkującą piosenkarką myślałem, że to będzie jakaś tępa blondzia, która tylko kręci dupą, przystawia się do każdego bogatego faceta i śpiewa z playbacku. Na szczęście się pomyliłem. Zastanawiam się skąd ona jest. Nie wygląda i nie zachowuje się jak typowa angielka. Jest dużo ładniejsza i mądrzejsza. W dodatku, z tego co wczoraj opowiadał Louis, umie walczyć o swoje i nie da sobą rządzić. Imponuje mi to.
Gdy wczoraj wyszła od razu włączyłem youtube'a, żeby obejrzeć kilka jej teledysków i występów. Śpiewa bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że nie śpiewa tych tekstów z przekonaniem, jakby przez nie nie mogła wyrazić siebie. Podejrzewam, że tak jak my musi śpiewać tylko to, co chce wytwórnia.
Wyszedłem spod prysznica i wytarłem się ręcznikiem. Ubrałem ulubione, powycierane jeansy oraz byle jaki czarny t-shirt. Poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Wyciągnąłem płatki, miskę, łyżkę oraz mleko. Podczas jedzenia zastanawiałem się, co będę dzisiaj robić. Wytwórnia dała nam dzień wolnego i trzeba go jakoś dobrze wykorzystać, nie koniecznie upijając się, czy bawiąc w klubie. Może zaproszę Gwen na kolację, żeby podziękować jej za to, że nie pozwoliła mi się zlać wczoraj do nieprzytomności, jak już się kiedyś zdarzało. Nie jestem dumny z tego, co robiłem w przeszłości i staram się tego nie wspominać. Wiem, że topienie swoich problemów w alkoholu nie jest najrozważniejsze, ale co miałem zrobić? W momentach, kiedy mnóstwo problemów spadnie ci na głowę i nie masz pojęcia jak je rozwiązać. W takich chwilach zawsze robię głupoty, których później żałuję.
Nie sądziłem, że spotkam Gwen w tym klubie. Mało osób go zna. Kiedy zobaczyłem ją przy barze byłem w niezłym szoku i poszedłem sprawdzić, czy to na pewno ona, czy mam jakieś zwidy po pijaku. Nawet wolę sobie nie wyobrażać co by było, gdyby ktoś inny zobaczył mnie w takim stanie.
~~Gwen~~
Po wyjściu z budynku otuliłam się mocniej płaszczem. Słońce zostało zasłonięte przez szare chmury, które zapełniły niebo. Zimne, mocne podmuchy wiatru szczególnie odczuwałam na twarzy i nogach.
Dzisiaj zdecydowałam się na kolorową bluzę i czarne legginsy, co było błędem. Na szczęście przyjechałam samochodem. Szybkim krokiem ruszyłam do pojazdu, czując jak wiatr rozwiewa moje długie, czarne włosy, które zostawiłam rozpuszczone.
Wsiadłam do auta, od razu podkręcając ogrzewanie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyjechałam na jedną z londyńskich ulic.
Rozmowa z Clarissą nie była aż taka zła, jak zakładałam, a byłam gotowa na najgorsze. Kobieta miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Przypomniała mi tylko o warunkach mojego kontraktu i dała upomnienie.
Tylko upomnienie!
Chyba ktoś podmienił mi menadżerkę. Takie zachowanie jest do niej niepodobne. Zawsze darła ryja, później obcinała mi kasę i znowu się darła. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy powiedziała mi, że mnie nienawidzi, i że poprosi główne szefostwo o zmianę mi menedżera. A jednak nigdy tego nie zrobiła. Może w końcu znalazła sobie faceta? Muszę się tego koniecznie dowiedzieć.
Nie tylko zachowanie Clarissy mnie zastanawiało. Kiedy wczoraj wychodziłam z radia menadżer chłopaków kazał Lou przyjść dzisiaj rano do biura razem ze mną, a chłopaka nie było. Co prawda Louis później za nim pobiegł, więc pewnie się dogadał i dlatego nie musiał przyjść dzisiaj rano. Szkoda. Chciałam z nim pogadać o Harrym i nie tylko. Może wiedziałby co było tą jeszcze jedną rzeczą, o której Hazz nie chciał mi powiedzieć.
Moje rozmyślania przerwał telefon, dzwoniący w kieszeni mojego płaszcza. Odebrałam go, ustawiając na głośnomówiący.
- Hej Gwen - usłyszałam głos Harry'ego.
- Hej! Co jest?
- Mam dla ciebie propozycję… Znaczy jeśli nie chcesz to nie musisz się zgadzać, ale byłoby miło, gdybyś się zgodziła…
- Harry do rzeczy! - Nie lubię jak ktoś nie może się wypowiedzieć.
- Chciałabyś pójść dzisiaj ze mną na kolację? - Wyrzucił z siebie na jednym wdechu.
- Kolację? - Zdziwiłam się.
- Ale to nie jest żadna randka, ani nic w tym stylu. Chciałbym ci tylko podziękować za to, co wczoraj dla mnie zrobiłaś - wyraźnie słyszałam zdenerwowanie w jego głosie.
- Okej. Brzmi fajnie.
- To przyjadę do ciebie około piątej.
- To do zobaczenia!
- Pa - rozłączył się.
Propozycja Harry'ego była zaskakująca. Mimo tego chętnie na nią przystałam. I tak nie miałam planów na wieczór. Właściwie na popołudnie też. Widać, że Harry się trochę denerwował podczas rozmowy. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież nie jestem jakaś przerażająca, prawda?
Miło z jego strony, że chce mi podziękować. Właściwie to nie wiem co takiego dla niego zrobiłam, że zaprosił mnie na kolację, ale zawsze, kiedy ktoś mnie zaprasza na jedzenie to się zgadzam. Nic na to nie poradzę. Lubię jeść i próbować nowe potrawy, ale do gotowania mnie nie ciągnie.
***
W budynku znajdowało się około tysiąc osób. Niektórzy tańczyli, inni okupywali barek, a jeszcze inni chodzili pijani, gdzie ich nogi poniosły. W powietrzu był wyczuwalny zapach alkoholu. Przecisnęłam się przez tłum do kuchni, wzięłam kilka butelek wódki i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na górę. Gdy już znalazłam się na piętrze minęłam korytarz i weszłam przez ostatnie drzwi po prawej. W skromnie umeblowanym pokoju siedziało pięć osób. Wręczyłam każdemu po butelce przezroczystego płynu i usiadłam na podłodze obok fioletowowłosej dziewczyny. Odkręciłam zakrętkę. Przyłożyłam szklane naczynie z alkoholem do ust, wypijając na raz jedną trzecią zawartości. Popatrzyłam na ludzi znajdujących się w pokoju. Wszyscy byliśmy już nieźle nachlani, ale w tym momencie nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Chcieliśmy się dobrze zabawić, jak okoliczni ludzie w naszym wieku. Nikt nie był świadomy tragedii, która wydarzy się za kilkanaście minut.
- Co będziemy robić? - Zapytał Jack.
- Mam pomysł - odpowiedziała Mia. - Chodźcie za mną.
Dziewczyna wstała i skierowała się w stronę drzwi, by po chwili je otworzyć. Pozostali, łącznie ze mną ruszyli za nią. Dziewczyna wyprowadziła nas przed dom. Szliśmy chodnikiem wzdłuż ulicy. Mia zatrzymała się przed opuszczonym magazynem, znajdującym się kawałek drogi od wszystkich domów.
- To tu - powiedziała pewnie.
Podeszła do drzwi budynku. Otworzyła je i weszła do środka, pokazując ręką, żebyśmy poszli za nią. Wewnątrz znajdowały się tarcze strzelnicze, kilka szafek i mały stoliczek. Dziewczyna wyjęła z jednej z szufladek woreczek z białym proszkiem i rozsypała go na stole.
- Ale najpierw coś na rozkręcenie zabawy.
Po tych słowach wciągnęła część proszku przez nos. Każdy z nas powtórzył tą czynność. Zadowolona Mia podeszła do małej szafeczki. Wyciągnęła z niej trzy pistolety.
- Będziemy celować do tarcz - oznajmiła. - Nie martwcie się, nikt nas nie usłyszy.
Po tych słowach wycelowała do jednego z celów. W budynku rozległ się dźwięk strzału. Po kolei podchodziliśmy, by oddać strzał. Bawiliśmy się świetnie. Zaczęła się druga tura. Jack nacisnął spust, ale broń nie wystrzeliła.
- Kurwa, co jest?!

Zaczął obracać pistolet w dłoniach i nim potrząsać. W momencie, gdy wylot był skierowany w stronę chłopaka broń nagle postanowiła być posłuszna. Po magazynie rozległ się dźwięk strzału. Jack opadł bezwładnie na ziemię. W miejscu, gdzie leżał zaczęła pojawiać się kałuża krwi.
_______________________________________________________________

Po kolejnej dość długiej obecności dodaję rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Starałam się, żeby był trochę dłuższy. Zaczęły mi się ferie, więc postaram się w tym czasie częściej dodawać rozdziały, ale nie wiem jak to będzie, bo w czwartek wyjeżdżam. 
Pojawiła się perspektywa Harry'ego. Jak wam się podobała? Jak myślicie o co chodzi w części napisanej pochyloną czcionką? Napiszcie co myślicie w komentarzach.
W prawym górnym rogu pojawiła się ankieta i bardzo bym prosiła, żebyście wzięli w niej udział, ponieważ dzięki temu będę mogła się zorientować ilu mam czytelników.
Do następnego :)

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 6 "Jaka plotka?"

Chłopak odsunął się ode mnie. Uważnie skanował moją twarz swoimi zielonymi oczami, które były opuchnięte. Po chwili złapał mnie za rękę i pociągnął przez tłum w stronę łazienek, potykając się przy tym kilka razy. Na szczęście klub, w którym się znajdowaliśmy nie jest tak oblegany, jak te w centrum Londynu. Harry zatrzymał się na końcu korytarza, puścił mnie i usiadł, opierając się o ścianę. Przez jakiś czas zastanawiałam się czy mam zrobić to samo, czy nie. Po chwili myślenia postanowiłam zająć miejsce obok niego. Zastanawia mnie jego zachowanie. Jeszcze nie poznałam chłopaka, który zacząłby płakać tańcząc z dziewczyną. Coś musi być nie tak, a świadomość, że jest pijany tylko ułatwia mi rozmowę z nim. W końcu po pijaku ludzie gadają co naprawdę myślą.
- Harry, możesz mi wyjaśnić co się dzieje?
Siedział zgarbiony z twarzą ukrytą w dłoniach.
- To wszystko… To zaczyna mnie przerastać… Ja… Ja nie wiem, czy dam radę…
Nie dość, że mówił szeptem, to jeszcze na sali dudniła muzyka. Ledwo zrozumiałam to, co udało mu się wydukać. Co go przerasta? Z czym nie daje sobie rady? Nie rozumiem. A nawet gdybym rozumiała nie wiem, czy byłabym w stanie mu pomóc. Mam pewne braki w relacjach z ludźmi. Nie umiem pocieszać i dawać dobrych rady. W każdym razie nigdy tego nie robiłam.
- Chciałabym ci pomóc, ale nie rozumiem o co chodzi.
Po raz kolejny cisza. Mam nadzieję, że mi odpowie. Nie mogę siedzieć tu przez całą noc. Jutro będę musiała być w stanie odeprzeć wszystkie słowne ataki Clarissy. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Już sobie wyobrażam miliony pouczeń. Boję się jaką karę tym razem wymyśli.
- Możemy stąd wyjść? To nie jest najlepsze miejsce do opowiadania o tym wszystkim - odezwał się Harry.
- Jasne. Przyjechałeś tu swoim samochodem?
- Nie, a ty?
- Ja swoim. Pozostaje pytanie gdzie pojedziemy.
- Możemy pojechać do mnie.
Wstaliśmy z podłogi i wyszliśmy z klubu tylnymi drzwiami. Kiedy wsiedliśmy do samochodu Harry podał mi swój adres, a ja wstukałam go w nawigację w telefonie. Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywało. W pojeździe panowała cisza, przerywana przez polecenia nawigacji. Stojąc na światłach spojrzałam na chłopaka. Bawił się swoimi palcami, patrząc w okno.
***
Zatrzymałam się pod dużym domem, otynkowanym na biało. Harry otworzył bramę automatycznym pilotem i powiedział, żebym wjechała do garażu. To dobry pomysł, bo gdyby ktoś zauważył tu mój samochód od razu zaczęłyby się plotki.
Weszliśmy do części mieszkalnej przez garaż. Wnętrze było urządzone w sposób nowoczesny. Na ścianach wisiały różne obrazy i zdjęcia. Poszłam za Harry'm, jak się okazało do kuchni. Pomieszczenie było bardzo przytulne. Drewniane meble i kilka sprzętów, takich jak lodówka, zmywarka, czy ekspres do kawy.
- Chcesz się czegoś napić?
- Nie wiem. Może soku pomarańczowego.
Chłopak podszedł do lodówki i wyjął karton z napojem. Nalał go do dwóch wysokich szklanek. Chyba już trochę wytrzeźwiał. Podał mi jedną ze szklanek i oparł się o blat, biorąc łyk soku. Zrobiłam to samo.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
Już nie wytrzymywałam. Ciekawość zżera mnie od środka. Muszę się dowiedzieć o co chodzi, bo oszaleję.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Spojrzał na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową, zachęcając go, żeby zaczął. Nic nie poradzę, że z natury jestem ciekawska i lubię wszystko wiedzieć.
- Nie wiem jak zacząć… Zaczęło się od wywiadu w radiu. Jak zwykle zapytali mnie, czy ostatnia plotka jest zgodna z prawdą…
- Jaka plotka?
- Jedna z wielu, które mają zrobić ze mnie dziwkarza. Ale nie w tym rzecz. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz na parkingu czekało mnóstwo reporterów. Wykrzykiwali okropne rzeczy o mnie, mojej matce i siostrze. Nie rozumiem dlaczego. Ja zawsze staram się być dla nich miły. Nie pokazuję im środkowego palca, tak jak Louis. Rozumiesz? Ty starasz się kogoś dobrze traktować, a ta osoba w zamian wyzywa twoją siostrę od suk i dziwek, ale przed tym wszystkim stało się coś jeszcze… Tylko na razie wolałbym o tym nie mówić.
Uważnie przysłuchiwałam się temu, co mówił chłopak i szczerze mu współczuję. To straszne. Wiem, że pracą tych ludzi jest zdobywanie nowych informacji, zdjęć i szukanie sensacji, ale mieszanie w to rodziny jakiejś sławnej osoby i pieprzenie takich głupot to przesada.
-  Cóż… Szczerze to nie wiem, co powinnam teraz powiedzieć. Jestem kiepska w głoszeniu podnoszących na duchu gadek.
- Nie musisz.
- Ale wiesz co? Chuj w dupę tym wszystkim mediom i plotkom.
Może mój tekst był nie na miejscu, ale przynajmniej podniósł Harry'ego na duchu, bo zaczął się śmiać. Ucieszyło mnie to. On nie zasługuje na opinię dziwkarza i podrywacza. Jest naprawdę miłym i ciepłym człowiekiem. Żałuję, że ludzie tego nie dostrzegają.
***
Wracając do domu, zastanawiałam się co było tą rzeczą, o której Hazz wolał nie mówić. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Opowiedział mi trochę o chłopakach i kilka historii z ich tras koncertowych. Z tego co usłyszałam mają naprawdę niezłe odpały. Cieszę się, że trafiłam na współpracę z kimś takim, a nie z jakimiś nudziarzami, który przyjaźnią się tylko przed publicznością. Dobrze, że chłopaki starają się być sobą, oczywiście na tyle ile to możliwe.
Dzisiejsze kilka godzin u Harry'ego zaliczam do bardzo udanych. Zjedliśmy kolację i pogadaliśmy trochę. Czuję się jakbym go znała kilka lat. Mam nadzieję, że z resztę chłopaków uda mi się poznać, co najmniej w takim stopniu, w jakim poznałam Harry'ego.

Gdy dojechałam do domu byłam wyczerpana. Szybko przebrałam się w piżamę i rzuciłam na łóżko. Jutro czeka mnie bardzo nerwowy poranek.
_______________________________________________________________

Wiem, że rozdział jest krótki i tragicznie napisany, miał być w weekend, ale wyszedł teledysk do MM, były urodziny Harry'ego i się nie wyrobiłam. Nawaliłam z tym rozdziałem i bardzo Was przepraszam. Postaram się to zrekompensować następnym.
To jest tak beznadziejne, że nawet nie oczekuję na jeden komentarz. Wrzuciłam go dlatego, że chciałam, żebyście nie musieli długo czekać. Jeszcze raz przepraszam...

A teraz chciałabym podziękować wszystkim, którzy ze mną zostali, mimo tej długiej przerwy. Kocham Was i czytanie waszych komentarzy. Bez Was nie byłoby tego opowiadania.