sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 10 "Dziękuję za to, że ze mną zostałeś."

Otworzyłam swoje zaspane oczy i przetarłam je pięściami. Chwilę zajęło mi zorientowanie się gdzie jestem. Leżałam wtulona w klatkę piersiową chłopaka, który wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Sorry - rzuciłam. Zeszłam z niebieskookiego i położyłam się w pewnej odległości od niego, otulając się kołdrą.
- Nie szkodzi - powiedział i przeciągną mnie z powrotem na miejsce, w którym się obudziłam. Ziewnęłam podczas, gdy chłopak okrywał mnie kołdrą.
- Która godzina? - wymamrotałam.
- Dziesiąta trzydzieści - odpowiedział, bawiąc się moimi włosami.
- Co? - Gwałtownie zeskoczyłam z łóżka i podeszłam od szafki z ubraniami. Louis patrzył na mnie zaskoczony. - O dwunastej umówiłam się w studiu z chłopakami - wyjaśniłam, wyciągając jasne jeansy oraz pomarańczową bluzkę z tygrysem. Nie oglądając się, ruszyłam do łazienki.
Kiedy już wzięłam prysznic, ubrałam się i umalowałam, wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Weszłam do pomieszczenia. Moją uwagę przykuł Louis, który siedział przy stole sącząc kawę. Chłopak był już umyty i ubrany w czyste ciuchy.
- Skorzystałem z łazienki dla gości, a czyste ubrania przyniosłem sobie z samochodu - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Pokiwałam głową i zajęłam miejsce przy stole. Chwyciłam w dłonie kubek z gorącą kawą i wypiłam łyk napoju.
- Zrobiłem kanapki - powiedział i przysunął talerz kanapek w moją stronę.
- Dzięki - szepnęłam. Wzięłam sobie chleb posmarowany dżemem.
Podczas posiłku panowała dość niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć, żeby zacząć rozmowę. Milczeliśmy dopóki talerz kanapek nie został opróżniony, a kawa z kubków wypita. Już miałam się odezwać, ale mój telefon za wibrował, powiadamiając mnie, że przyszła mi wiadomość.

Hej Gwen! Louis napisał mi, że dzisiaj nie może przyjść, więc się nie spotykamy. Miłego dnia J Liam xx

Po raz kolejny przeczytałam treść sms-a, żeby upewnić się, że na pewno dobrze widzę i spojrzałam zdziwiona na chłopaka, siedzącego przede mną. Jak nie może się spotkać, skoro teraz siedzi u mnie? Coś tu nie gra.
- Jakie masz plany na dziś? - Zapytał Louis, przerywając ciszę.
- Wiesz, miałam zamiar jechać do studia, żeby razem z chłopakami napisać piosenkę, ale z tego co się dowiedziałam, to spotkanie się nie odbędzie, bo pewna osoba nie może przyjść - uśmiechnęłam się do niego głupio.
- Czyli nie masz planów - podsumował moją wypowiedź.
- Brawo! Masz +10 do inteligencji. - Wstałam od stołu i włożyłam brudne naczynia do zmywarki.
- Mam dla ciebie propozycję - Louis stanął za mną i założył mi włosy za ucho. - Co powiesz na małą wycieczkę?
- To zależy gdzie - odparłam, odwracając się do niego przodem.
- Niespodzianka.
Już od godziny siedziałam w samochodzie, jadąc nie mam pojęcia gdzie. Po kilku moich natarczywych pytaniach o treści "gdzie jedziemy?" Louis włączył radio i przestał ze mną rozmawiać. Nie ukrywam, że cała sytuacja była bardzo dziwna. Zabiera mnie gdzieś, nie wiadomo po co i na co. Nie lubię takich sytuacji. Na ogół zawsze mam wszystko pod kontrolą i wszystko wiem, a w tym momencie muszę zaufać chłopakowi, który albo się ze mną kłóci, albo całuje, albo jest przesadnie miły.
Wydaje mi się, że relacja między mną a Lou jest zdrowo pierdolnięta, no ale cóż… Louis jest dla mnie jedną wielką zagadką. Nie to co Harry. Co prawda Hazz ma jakiś sekret, którego nie chce mi ujawnić, ale mu się nie dziwię. Przecież zna mnie dość krótko. Mogę z nim pożartować i jest dobrym kompanem do rozmów. Właściwie to z całej piątki najlepiej udało mi się poznać Harry'ego i Lou. Trzeba będzie to zmienić, ale może nie koniecznie teraz.
Jeszcze tylko kilka dni i święta, które spędzę z Harry'm i jego rodziną. Po cholerę ja się w ogóle zgadzałam. Mogłam spędzić te święta sama, tak jak ostatnio. Jednak głupio mi było odmówić, a teraz nie mogę tego odwołać, bo pamiętam jak się cieszył, gdy się zgodziłam. Będę musiała to przeżyć.

***

Siedzieliśmy na kocu pod drzewem, wpatrując się w mały strumyk. Plecami opierałam się o klatkę piersiową Lou. Słońc powoli znikało za horyzontem. Krajobraz był po prostu przepiękny. Aż ciężko uwierzyć, że takie urokliwe miejsca mogą znajdować się kawałek drogi od tak zatłoczonego miasta, jakim jest Londyn.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - przemieściłam się tak, żeby widzieć twarz chłopaka. Spędziliśmy tu cały dzień, rozmawiając, jedząc to, co Louis wziął ze sobą, śmiejąc się albo zwyczajnie nic nie mówiąc.
- Nie wiem. Tak jakoś… - wzruszył ramionami.
- To może zadam ci inne pytanie. Czemu napisałeś chłopakom, że dzisiaj nie możesz przyjść?
Ciekawiła mnie jego odpowiedź. Nie rozumiałam jego zachowania. Jest taki tajemniczy.
- To głupie, ale… - zrobił pauzę, a ja zachęciłam go gestem, żeby mówił dalej. - Chciałem oderwać się od tego zabieganego życia w Londynie i spędzić trochę czasu z tobą - drugą część zdania wypowiedział ledwie słyszalnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie pamiętam czasów, kiedy ktoś sam z siebie chciał spędzać ze mną czas. Czasy, w których czułam się chciana i kochana były dla mnie strasznie odległe. W mojej głowie pojawiły się sceny z mojego dzieciństwa, które wywołały u mnie łzy. Kurde, ostatnio zaczynam mięknąc…
- Wszystko w porządku? - zapytał Louis z troską w głosie, wycierając kciukiem łzy z moich policzków.
- Tak. Dziękuję, że wczoraj odwiozłeś mnie od domu.
- Dziękuję za to, że pozwoliłaś mi zostać na noc.

- Dziękuję za to, że ze mną zostałeś. - Po wypowiedzeniu tych słów złączyliśmy nasze usta. Nie był to jakiś zachłanny i namiętny pocałunek, lecz taki prawdziwy, szczery i pełen nie do końca rozumianych przez nas uczuć, którymi darzyliśmy siebie nawzajem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że rozdział jest krótki i wyszło mi takie byle co, ale chciałam Wam go dodać jeszcze przed zasiadaniem do śniadań wielkanocnych. A skoro już mowa o Wielkanocy to życzę wam wesołych, spokojnych, udanych świąt, spędzonych w gronie najbliższych, ily ♥
Chciałabym podziękować Wam za wszystkie wyświetlenia i komentarze, które bardzo mnie motywują do dalszego pisania i mam nadzieję, że pod tym rozdziałem także podzielicie się ze mną swoimi opiniami.
Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły się wkraść.
Do następnego xx

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 9 "To było niesamowite."

- A może coś takiego? - Harry zagrał na gitarze kolejną szybką, głupią melodię.
Siedzieliśmy w studiu, próbując stworzyć jakąś piosenkę, która miała się stać naszym wspólnym przyszłym singlem.
- A co powiesz na to? - zagrałam na pianinie "wlazł kotek na płotek", uśmiechając się sarkastycznie do loczka.
Moje zachowanie wywołało śmiech pozostałych chłopaków. Liam siedział na skórzanej kanapie z gitarą w ręku, Zayn zajmował miejsce tuż obok z notesem i długopisem w ręku. Niall usadowił się na podłodze, naturalnie ze swoją ukochaną gitarą. Harry cały czas się przemieszczał. Ja zajmowałam miejsce przy pianinie. Brakowało tylko jednej osoby, żeby skład był kompletny - Louisa.
- Dobra koniec zabawy, musimy stworzyć kolejny wielki hit - powiedział Liam.
- Który musi spodobać się wytwórni, bo jeśli nie to nie ujrzy światła dziennego - sprostowałam.
- Nie możemy tworzyć, bo nie jesteśmy w komplecie - rzekł blondynek.
Przez kolejne trzy godziny nie robiliśmy absolutnie nic, ponieważ nigdzie nie było "pana spóźnialskiego". Zamiast pisać piosenkę opowiadaliśmy kawały, wygłupialiśmy się i gadaliśmy prawie o wszystkim.

Przejechałam palcami powoli po klawiszach pianina. Chłopcy poszli już do domu, bo stwierdzili, że nie zamierzają dalej czekać na Lou, i jak to powiedział Liam "jutro dostanie niezły wpierdol". Ciekawe czym według chłopców z One Direction (bo patrząc na ich zachowanie, nie mogę ich nazwać mężczyznami) oznacza niezły wpierdol. Muszę to koniecznie zobaczyć. Umówiliśmy się, że jutro znowu spotykamy się w studiu z zamiarem zrobienia czegokolwiek, ale nie wiadomo jak to wyjdzie. Ja postanowiłam, że zostanę jeszcze trochę i po-komponuję coś dla siebie. Spojrzałam na zegar, który wskazywał dwudziestą dwadzieścia. Zamknęłam oczy. Zaczęłam grać i śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek.

If I were a boy 
Even just for a day 
I’d roll outta bed in the morning 
And throw on what I wanted then go 
Drink beer with the guys 
And chase after girls 
I’d kick it with who I wated 
And I’d never get confronted for it. 
Cause they’d stick up for me. 

If I were a boy 
I think I could understand 
How it feels to love a girl 
I swear I’d be a better man. 
I’d listen to her 
Cause I know how it hurts 
When you lose the one you wanted 
Cause he’s taken you for granted 
And everything you had got destroyed 

If I were a boy 
I would turn off my phone 
Tell everyone it’s broken 
So they’d think that I was sleepin’ alone 
I’d put myself first 
And make the rules as I go 
Cause I know that she’d be faithful 
Waitin’ for me to come home (to come home) 

If I were a boy 
I think I could understand 
How it feels to love a girl 
I swear I’d be a better man. 
I’d listen to her 
Cause I know how it hurts 
When you lose the one you wanted 
Cause he’s taken you for granted 
And everything you had got destroyed 

It’s a little too late for you to come back 
Say it's just a mistake 
Think I’d forgive you like that 
If you thought I would wait for you 
You thought wrong 

But you’re just a boy 
You don’t understand 
Yeah you don’t understand 
How it feels to love a girl someday 
You wish you were a better man 
You don’t listen to her 
You don’t care how it hurts 
Until you lose the one you wanted 
Cause you’ve taken her for granted 
And everything you have got destroyed 
But you’re just a boy*

- Wow. To było niesamowite.
Odwróciłam głowę w kierunku usłyszanego głosu. Louis stał oparty o futrynę drzwi. Miał na sobie luźne czarne dresy, szarą koszulkę, na którą narzucił dżinsową kurtkę oraz rozwalające się czarne vansy. Włosy miał potargane, a jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie.
- Długo już tu stoisz?
- Wystarczająco długo, żeby sobie coś uświadomić - powiedział, poczym zaczął iść w moim kierunku.
- A konkretnie co? - zapytałam.
Co on tu w ogóle robi i gdzie on był cały dzień? Przez niego nic nie zrobiliśmy, co na pewno nie ucieszy menadżerów.
- To, że niesamowicie grasz i śpiewasz - usiadł tuż obok mnie.
Popatrzyłam na jego twarz. Gdybym go nie znała, nigdy nie pomyślałabym, że jest znanym na cały świat piosenkarzem. Prędzej bezdomnym, patrząc na jego ciuchy i zarost.
- Co tu robisz o tej porze, skoro przez cały dzień nie raczyłeś się zjawić? Przez ciebie nie zrobiliśmy nic w kierunku nowej piosenki.
- Nikt wam nie zabronił pracować beze mnie - rzucił obojętnie.
- Nie, ale chłopaki stwierdzili, że skoro nie jesteśmy w komplecie…
- Dobra, nie kończ - bezczelnie wszedł mi w zdanie, co sprawiło, że spojrzałam na niego spode łba, czego nawet nie zauważył.
- Czemu nie przyszedłeś?
- Bo… Kurwa, nie wiem… Nie musisz tego wiedzieć.
- Ale chcę.
Nic nie odpowiedział. Stwierdziłam, że skoro on zamierza mnie ignorować to zrobię to samo.
Wróciłam do grania na pianinie. Mój towarzysz postanowił, że zrobić to co ja, ale starałam się nie zwracać na niego uwagi. Im dłużej grałam, tym bardziej zapominałam o obecności chłopaka. Uwielbiam grać na pianinie. To zawsze mnie uspokajało i pozwalało wszystko przemyśleć. Pamiętam, że kiedy byłam mała, marzyłam o chłopaku, który będzie wieczorami siadał ze mną przy instrumencie, grał i śpiewał dla mnie. Niestety życie nie jest bajką. Co ci z pieniędzy, skoro jesteś sam jak palec? Jak mawiał kiedyś mój dziadek "pieniądze szczęścia nie dają". Zgadzam się z tym. Co prawda pieniądze znacznie ułatwiają życie, ale przecież nie kupisz ludzi ani ich uczyć.
- Gwen…
- Wiesz, że jutro będziesz miał wpierdol?
- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Od chłopaków, za nieprzyjście dzisiaj - poinformowałam go.
Śmiech chłopaka rozniósł się po całym pomieszczeniu.
- No co?
- Wiesz jak w ich wykonaniu wygląda wpierdol? Będziesz tarzać się ze śmiechu, kiedy to zobaczysz.
- Z resztą teraz mogę odpracować moją nieobecność, siedząc tu teraz z tobą - dodał.
Wzruszyłam ramionami i po raz kolejny wróciłam do gry, a Louis po raz kolejny zrobił to samo. Kilka razy nasze dłonie przez przypadek się zderzyły, ale szybko je zabieraliśmy. W pewnym momencie ziewnęłam.
- Jesteś zmęczona?
- Nie, wiesz. Siedzę tu od rana, a jest - spojrzałam na zegar wiszący na ścianie - dwudziesta trzecia. Nie mam prawa czuć zmęczenia - powiedziałam z sarkazmem. - Cholera!
- Co jest? - zareagował na przekleństwo, które wydobyło się z moich ust.
- Zapomniałam, że nie mam samochodu. Chłopaki zgarnęli mnie po drodze.
- I co zrobisz?
- Podrzucisz mnie do domu? - zapytałam.
Brak odpowiedzi.
W co on się do kurwy nędzy bawi?!
- Ja nie, to nie. Mogę się przespać tutaj na kanapie - wstałam i zaczęłam iść w kierunku mebla.
- Zawiozę cię - powiedział szybko.
- To chodźmy.
W tym momencie nie marzę o niczym, tylko o rzuceniu się na swoje kochane łóżko.
- Ale jeszcze nie teraz. - Spojrzałam na Lou marszcząc brwi.
- Czemu nie?
- Bo wpadł mi do głowy genialny tekst piosenki i muszę go zapisać.
- Nie możesz tego zrobić później?
- Nie, bo zapomnę.
Louis chwycił jakąś kartkę oraz długopis i zaczął coś bazgrolić. Postanowiłam, że póki co położę się na kanapie. Leżałam, czekając aż chłopak skończy, a moje powieki robiły się coraz cięższe.
***
Otworzyłam oczy w momencie, gdy samochód zatrzymywał się pod drzwiami wejściowymi.
- Gdzie jestem? - zapytałam sennym głosem, przeciągając się.
- Jesteśmy pod twoim domem. Zasnęłaś na kanapie w studiu, więc wziąłem cię na ręce i wsadziłem do swojego samochodu. Dobrze, że się obudziłaś, bo nie wiem, czy byłbym w stanie zanieść cię na górę.
- Oh, okej, dzięki.
Nadal siedziałam w fotelu przypięta pasami bezpieczeństwa.
- Czemu nie wysiadasz?
- Co? Nie wiem.
Gdy jestem śpiąca nie kontroluję tego co mówię i robię, niestety.
- Wejdziesz? - spytałam go, zanim zdążyłam pomyśleć.
Kiwną powoli głową na znak, że się zgadza, po czym wjechał na parking. Po chwili staliśmy w windzie, czekając aż dowiezie nas na odpowiednie piętro.
- Dlaczego chciałaś, żebym wszedł?
- Kiedy jestem zmęczona nie kontroluję tego, co mówię.
Wyszliśmy z windy na korytarz. Otworzyłam drzwi. Po przekroczeniu progu od razu skierowałam się do swojej sypialni. Słyszałam kroki, co oznaczało, że Louis poszedł za mną. Nie przejmując się gościem, ściągnęłam swoje dzisiejsze ciuchy i rzuciłam je na podłogę, zostając tylko w staniku i majtkach.
- Wow - szepnął chłopak.
- Co?
- Jesteś taka… Kurwa…
Szybkim krokiem podszedł do mnie i zaczął namiętnie całować. Na początku byłam zaskoczona, ale później odwzajemniłam pocałunek. Louis położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie, za to ja oplotłam jego szyję rękami.
- Sorry - rzucił, kiedy udało mu się ode mnie oderwać. - Nie powinienem - podrapał się po karku.
- Jest okej - ciągle jeszcze nie dochodziło do mnie, co działo się jeszcze kilka sekund temu.
- Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać.
- Naprawdę nic nie szkodzi - powiedziałam, kładąc się pod ciepłą kołdrę.
Nie wiem dlaczego, ale podobało mi się to, co zdarzyło się przed chwilą. Oblizałam usta. Spojrzałam na szatyna, który cały czas stał w tym samym miejscu przygryzając wargę.
- Skoro masz zamiar tu tak stać to lepiej się rozbierz i kładź obok mnie - słowa wydostały się z moich ust, zanim zdążyłam pomyśleć.
Louis ściągną swoje ciuchy, zostając w samych bokserkach. Podszedł do łóżka i położył się obok mnie.
- Dobranoc - wyszeptałam ziewając.

- Dobranoc.

*"If I were a boy" Beyonce
________________________________________________________
W końcu mamy kolejny rozdział! Co myślicie? Jak widzicie relacje Lou i Gwen są strasznie popierdolone.
Przypominam o ankiecie i chciałabym prosić, żeby każdy, kto przeczyta ten rozdział zostawił po sobie jakiś komentarz, chociażby ":)" albo "przeczytałam" to dla mnie na prawdę wiele znaczy.
Do następnego :)